niedziela, 5 maja 2013

Przewodnik - czyli kim jestem i dlaczego zaśmiecam Internet kolejnym blogiem filmowym.


Co, jak i dlaczego?

Z zamiarem założenia bloga nosiłem się od dawna. Od lat współtworzyłem stronę www.ofilmie.pl, na której to stawiałem pierwsze poważne kroki w bawieniu się w recenzenta. Aż trudno uwierzyć, że to już prawie dziewięć lat minęło, odkąd wypuściliśmy w świat pierwszą wersję strony. Od tego czasu wiele się zmieniło, większość z ówcześnie piszących, wykruszyła się, podobnie jak wielu innych, którzy dołączyli później. Na dobrą sprawę, teksty na stronę obecnie tworzą już tylko dwie osoby. Jedna ma tendencję do znikania na wiele miesięcy, co spowodowane jest życiowymi zobowiązaniami (rodzina, praca, takie tam fanaberie obce osobom udzielającym się internetowo w okresie licealno-studenckim). Drugą jestem ja i mam tendencję do… niepublikowania niczego miesiącami. Nie będę zanudzał tłumaczeniami, więc krótko: ideą stojącą za Ofilmie były treściwe recenzje, nie składające się z dwóch akapitów na krzyż. Idea zacna, ale po przekroczeniu pewnego wieku nie łatwo ją egzekwować. Przynajmniej mnie. Różne teksty potrafiły miesiącami leżeć rozgrzebane na twardym dysku (i wiele wciąż leży). 

Chęć do pisania jednak nie umarła, ewoluowała po prostu w bardziej skondensowaną formę, którą od dwóch lat uskuteczniam na moim profilu facebookowym, spamując krótkimi recenzjami nowości kinowych moich znajomych. Proporcjonalnie do znikających limitów dopuszczalnej ilości znaków na fejsie rozrastały się i moje krótkie notki, które od dawna bliższe były recenzjom, jak niezobowiązującym wrzutom dla znajomych. Stąd też idea założenia bloga.

Kim jestem:

W zasadzie najważniejsze zostało już napisane. Jestem gościem, który w pisanie o kinie bawi się od lat. W międzyczasie ukończyłem dziennikarstwo, nie ma się jednak czym chwalić, równie dobre przygotowanie do pracy w MacDonaldsie jak wiele innych kierunków humanistycznych. Obecnie mieszkam w Wielkiej Brytanii, na zmywaku na szczęście nie robię, z pracy jestem zadowolony, ale w wyuczonym zawodzie niestety nie pracuję. Obecna lokalizacja daje mi możliwość oglądania wielu tytułów na kilka tygodni/miesięcy nie tylko przed polską premierą, ale i nierzadko amerykańską. Oglądam dużo, wręcz bardzo dużo, w zeszłym roku zaliczyłem grubo ponad 100 seansów kinowych. Co tydzień zaliczam przynajmniej jeden film w kinie, co następnie próbuję przekuć w słowa. 

Czego możecie się spodziewać:

Zamysł jest taki, żeby opinie, którymi dotąd dzieliłem się z nielicznymi, z okazjonalnym wykorzystywaniem ich na forach filmowych, były udostępniane szerszemu gronu. Do wpisów na fejsie od samego początku starałem się przykładać i nie robić ich na kolanie w pięć minut. Odpicowanymi bym ich jednak nie nazwał. Od teraz o nowościach kinowych wciąż będę pisać w pierwszej kolejności na Facebooka, a gdy teksty odleżą swoje -naście/dziesiąt godzin, poprawię w nich ile zdołam, rozbuduję, jeżeli będzie taka możliwość i wrzucę tutaj. Jeżeli komuś zależy na jak najszybszym zapoznaniu się z opinią o jakiejś premierze kinowej i niestraszne mu, że pisana była „na gorąco”, ten śmiało może zasubskrybować mój profil, wpisy o filmach od dawna są ustawione jako publiczne.

Chęć pisania o nowościach kinowych nie była jednak jedynym powodem założenia tego blogu. W zasadzie, to skupienie się na portalu społecznościowym tylko na premierach kinowych było wynikiem nałożenia sobie limitu, co by nie zamęczyć znajomych tematyką filmową. Na blogu będzie więc również miejsce dla opinii o filmach starszych, refleksji około filmowych, esejów/felietonów traktujących o obecnych filmowych trendach i krótkich notek na temat aktorów i reżyserów. 

Uzupełnieniem działalności ma być jeszcze fanpage na Facebooku, który nie będzie jedynie propagandową tubą, reklamującą kolejne wpisy na blogu. Zamierzam za jego pośrednictwem dzielić się z wami interesującymi znaleziskami ze świata filmu, komentować co ciekawsze zwiastuny i wydarzenia, oraz wrzucać głupawe filmiki z kotami. No dobra, koty może sobie jednak odpuszczę. Niczego jednak nie mogę obiecać, w końcu jakoś trzeba zadbać o popularność w sieci, aye? 

Pomysły buzują w głowie, plany są ambitne, zapał duży. Czyli jak w przypadku każdego startującego bloga. Co z tego wyniknie pokaże czas. Nie da się ukryć, że nieco optymistycznie (niewykluczone, że naiwnie) zakładam, że w ogóle są osoby, które zainteresuje, co mam do powiedzenia i raczą zaglądać na tego bloga co jakiś czas. Z taką nadzieją startuję, a od tego czy okaże się płonna czy wprost przeciwnie, będzie zależał ewentualny rozwój Kinofili i częstotliwość aktualizacji. Tak więc czytajcie, zaglądajcie i jeżeli Wam się spodoba, polecajcie znajomym. Każdy nowy czytelnik jest na wagę lajka, czy jakoś tak.

2 komentarze:

  1. Heh, wytrwałości Krzysiek. Ja się restartuję średnio co dwa lata. Rok temu rozkręcałem gikz.pl - spuściznę społeczności po agorowym Gamecornerze, ale zapału i czasu wystarczyło mi na 2 miechy.

    Problem z blogami jest taki, że zanim się rozhula, to mijają miesiące z wpisami bez żadnego komenta albo z jednym/dwoma i człowiek zaczyna mieć poczucie, że pisze sam dla siebie. No, ale skoro na film.org.pl trafiłeś, to jest już git.

    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  2. No zobaczymy jak to będzie. Założyłem blog, żeby różne myśli, idee i nie do końca ukształtowane jeszcze pomysły, nie marnowały się. No i ze zwykłej potrzeby oraz chęci pisania o kinie. Poobserwuję przez jakiś czas reakcje i zobaczy się czy w ogóle jest sens wkładać w to jakieś nakłady pracy i wolnego czasu, jeżeli zainteresowanie będzie mizerne, to pewnie nie zamknę całkiem, ale ograniczę się do wpisów o nowościach kinowych, które i tak płodziłbym na fejsie , chociażby dla samego siebie ;)

    A z film.org.pl to w zasadzie wyszło niezależnie od wpisów na blogu, już dość dawno temu zgłosili się z prośbą o współpracę, wtedy nie byłem zainteresowany, ze względu na Ofilmie. Odezwali się jednak niedawno po raz drugi, tuż przed odpaleniem Kinofili. Pomyślałem, że w sumie to czemu by nie, zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Od czasu do czasu będę więc im podrzucał jakieś teksty, gdy wyjdzie mi coś dłuższego jak 600 słów.

    OdpowiedzUsuń