niedziela, 16 września 2018

X-Files: pięć ulubionych momentów pomiędzy Mulderem i Scully.


Jeżeli ktoś jest tutaj wystarczająco długo to może pamiętać, że kilka lat temu zabrałem się za ponowne oglądanie „X-Files” od początku. Sporo wtedy pisałem o serialu. Liczyłem, że w kilka miesięcy uda mi się przypomnieć sobie wszystkie stare sezony (i nadrobić ostatnie dwa) przed premierą tych nowych odcinków. Nie udało się, trochę z powodu tego, że geo-piractwo na Netfliksie zrobiło się problematyczne i stało się praktycznie niemożliwym logowanie do amerykańskiej wersji na konsoli (a na ekranie komputera nie oglądam filmów). Na brytyjskiej wersji niestety nie było „X-Files”, a ja do tego odczuwałem już lekki przesyt serialem, więc odpuściłem jakoś w połowie siódmego sezonu.

Poniedziałkowa rocznica (25 lat od premiery pierwszego sezonu) zainspirowała mnie do spontanicznego tygodnia z „X-Files”, którego nie ogłaszałem jakoś specjalnie, bo postanowiłem zobaczyć, czy kolejne wpisy na facebooku będą się przyjmować równie dobrze. Przyjęły się. Mnie natomiast zaczęło teraz kusić żeby wrócić do siódmego sezonu i dokończyć stare odcinki. Całość jest obecnie na brytyjskim Amazonie Prime, więc ogranicza mnie tylko wolny czas, czyli najgorszy zabójca takich pomysłów.

Wracając jednak do tygodnia z „X-Files” to chciałem go zakończyć czymś bardziej osobistym, jak tylko kolejnym pociesznym zdjęciem na fejsie, ułożyłem więc listę pięciu ulubionych momentów pomiędzy Mulderem i Scully.


„Pilot”

A konkretnie to finał pierwszego odcinka. Początek wieloletniej wspólnej przygody, pełnej strapień, bólu i obaw, ale też radości, ekscytacji oraz wzajemnej intelektualnej stymulacji. Ona zostaje wysłana do niego żeby obserwować z bliska oszołoma i donieść szefostwu, gdy ten w końcu posunie się o jeden krok za daleko. On biega za zielonymi ludkami, wszędzie wietrząc spiski, więc realistka-konfidentka, twardo stąpająca po ziemi i zapatrzona w naukowe fakty, jest dla niego osobą z innej bajki. Pod koniec odcinka odkrywają, że jest to mieszanka przeciwnych charakterów, która owocuje czymś kreatywnym. Stanowią dla siebie nawzajem filtr, zapewniając pole do dyskusji, arenę wiecznego drążenia do prawdy, kwestionowania tego w co się wierzy, negowania bzdur i wyłuskiwania tego, co jest naprawdę wartościowe i zasługujące na dalszą analizę. Przede wszystkim jednak - odkrywają w sobie głęboką fascynację tą drugą osobą, chęć poznania jej lepiej, zgłębienia jakże odmiennego rozumowania i przeciągnięcia na swoją stronę, co oczywiście zaowocuje w przyszłości wzajemnym przepisaniem systemu wartości i modyfikacją podejścia do świata.

„War of the Coprophages” (s03e12)

Mulder na tropie morderczych metalowych karaluchów. Scully puka się w czoło i zamiast tego zostaje na weekend w domu żeby umyć psa. Mulder oczywiście ciągle wydzwania do Scully po ekspertyzę, przerywając jej pałaszowanie lodów albo lekturę „Śniadania u Tiffany’ego”. Później pojawia się seksowna pani entomolog o imieniu Bambi, o której Mulder zaczyna mówić stanowczo zbyt wiele, i nagle Scully znajduje czas żeby do niego polecieć.


„Bad Blood” (s05e12)

Mulder na początku odcinka zabija osinowym kołkiem nastoletniego wampira. Okazuje się jednak, że chłopak nosił jedynie sztuczne zęby. Przygotowując się do wizyty w gabinecie dyrektora Skinera, agenci próbują dojść do tego, czy to był przykład nadnaturalnej sprawy, czy też Mulder zapędził się w swej ocenie i w efekcie stał się mordercą. Całość opowiedziana jest niczym „Rashomon” Kurosawy, poznajemy te same wydarzenia z dwóch perspektyw. Scully jest oczywiście sceptyczna, Mulder nadmiernie podekscytowany wampiryczną naturą badanej zbrodni. Obie perspektywy są przekłamane, bo w karykaturalnie przesadzony sposób przedstawiają typowe zachowania bohaterów i opisują interakcję pomiędzy nimi. Uwieńczeniem tego jest Luke Owen, w roli miejscowego szeryfa, który według Scully był zapatrzonym w nią, dzielnym i przystojnym, stróżem prawa, a w wersji Muldera przygłupim miejscowym matołkiem, zaopatrzonym w nienaturalnie duże i wystające zęby.

The Post-Modern Prometheus (s05e05)

Mulder i Scully trafiają na współczesną wersję potwora Franksensteina, nieszczęśliwą kreaturę poszukującą miłości, beznadziejnie zakochaną w kanapkach z masłem orzechowym oraz muzyce Cher (efekt wakacyjnej obsesji Chrisa Cartera na punkcie artystki i jej piosenek). W finale agenci FBI zabierają przystojniaka na koncert artystki, on fika radośnie, sobowtór piosenkarki wciąga go na scenę (Cher odrzuciła propozycję tego małego cameo, bo liczyła na większą rolę w popularnym serialu, później tego żałowała, gdy zobaczyła gotowy odcinek), a Mulder zaprasza Scully do tańca. Za takie momenty kocham ten serial.


„The Unnatural” (s06e19)

Prolog. Lipiec 1947, Roswell. Grupa mężczyzn gra w baseball. Wśród nich utalentowany czarnoskóry zawodnik, który ma szansę na trafienie do New York Yankees. Bohaterów atakują rycerze KKK. Wywiązuje się szamotanina, jeden z klansmanów pada nieprzytomny. Któryś z graczy ściąga mu kaptur. Odkrywamy, że skrywa szarego ludka. Ja parskam. Wchodzi czołówka serialu. Nie przestaję się śmiać.

A później się okazuje, że to w sumie całkiem fajny odcinek jest i kończy go jedna z najromantyczniejszych scen pomiędzy Mulderem i Scully. Scena budowana na poziomie emocjonalnym przez sześć sezonów, spinająca długoletnią współpracę bohaterów, posyłającą mrugnięcie okiem do widzów, którzy od lat zadawali sobie pytania: „zrobią to? kiedy to zrobią? jak to zrobią? czy to już teraz?”, ale też dalej pozostawiająca to na płaszczyźnie niedopowiedzeń. Ona zdradza, że nigdy nie grała w baseball. On ją zabiera na boisko. Ocierają się ciałami, że niby ją uczy machać kijem, żartują sobie, jej się świecą oczy, on rzuca dwuznacznym tekstem, kij w dłoniach, półksiężyc na niebie, gospel w tle. Magia.
KLIK

0 komentarzy:

Prześlij komentarz