Od ostatniego spotkania z Jackiem Ryanem minęło już trochę czasu. Oszczędzę wam przełączania się na google – 12 lat. Przez ten czas gatunek szpiegowskiego kina akcji nie stał w miejscu, seria o przygodach Jasona Bourne’a (który na dużym ekranie zadebiutował w tym samym roku, co Ryan z niego zniknął) zmieniła podejście widzów i odcisnęła piętno na innych filmach. Pod jego dyktando odświeżono wkrótce Jamesa Bonda, kładąc większy nacisk na pozorowany realizm. Jak w tej quasi-realistycznej filmowej rzeczywistości odnajduje się czwarta już reinkarnacja gryzipiórkowego-analityka, który niejako przy okazji trafiał zawsze w wir akcji? Całkiem nieźle, choć nieco archaicznie.