niedziela, 26 czerwca 2022

The Black Phone (Czarny telefon) - recenzja

 


Na Disney+ wleciał już „Doktor Strange w multiwersum obłędu”, a w kinach pojawił się właśnie nowy film Scotta Derricksona, niedoszłego reżysera wspomnianego tytułu, którego w ostatniej chwili zastąpił Sam Raimi. Derrickson świeżo odzyskaną „wolność” od ograniczeń pracy nad kolejną odsłoną tasiemca od MCU wykorzystał na to, co lubi robić najbardziej – mroczny, ponury, brutalny horror, który potrafi złapać widza za gardło i zapewnić mu kilka solidnych podskoków w fotelu kinowym. 

„Czarny telefon” nie spieszy się z przejściem do rzeczy, czyli wrzucenia nastoletniego bohatera do piwnicy seryjnego mordercy dzieci, z której to będzie musiał się uwolnić, jeżeli nie chce dołączyć do długiej listy ofiar psychopaty. „The Grabber” („Wyłapywacz), jak zwą go lokalne media i ludzie z okolicy, majaczy gdzieś w tle i poboczu kadru od samego początku, wyłapując kolejne młodociane ofiary, ale pierwsza połowa filmu poświęcona jest sportretowaniu życia w Colorado lat 70., co stanowi horror samo w sobie. Czerpiący z własnych niemiłych wspomnień dorastania w robotniczej dzielnicy w Denver, gdzie brutalna przemoc była stałym elementem relacji pomiędzy ludźmi, Derrickson w surowy, ponury sposób, opisuje rzeczywistość młodego Finneya (Mason Thames) i jego siostry Gwen (Madeleine McGraw), doświadczających przemocy z ręki nadużywającego alkoholu ojca, ale też rówieśników ze szkoły. Jest to opowiedziane i poprowadzone na tyle sugestywnie oraz ciekawie, że tak naprawdę nie potrzeba już było gościa w demonicznej masce żeby utrzymać uwagę widza do końca. 

Co nie znaczy, że szkodzi to historii Finneya, która skręca nagle w nowym kierunku. Jest tutaj jedno „ale”, bo trzeba kupić pojawiający się w drugiej połowie filmu element „fantastyczny”. W piwnicy znajduje się tytułowy czarny telefon, niesprawny od lat, przez który z bohaterem zaczynają się kontaktować kolejne ofiary „Wyłapywacza” i podpowiadać, co powinien zrobić żeby nie pójść ich śladem. Jeżeli tylko „łyknie się” ten nadnaturalny motyw to w zamian dostaje się wciągający, chwilami dość straszny, horror o ofierze i prześladowcy. O właśnie, warto napisać coś więcej o prześladowcy, czyli „Wyłapywaczu”, świetnie odegranego przez Ethana Hawke’a w niecodziennej dla niego roli czarnego charakteru (choć już drugiej w tym roku). Przez większość filmu nie widać jego twarzy, skrywanej przez niepokojącą maskę, zmyślnie stworzoną z wielu wymiennych elementów, które odkrywają dolną lub górną część jego twarzy, albo całkowicie ją zakrywają, odzwierciedlając tak jego różne stany emocjonalne. Bardzo dobra rola, niezwykle fizyczna, oparta w dużej mierze na grze ciałem, ale też pracy niesamowitym głosem, który wykonuje tutaj połowę „roboty”. W jednej scenie wystarcza, że aktor siedzi tylko nieruchomo na krześle, gotowy do dzikiego ataku, żeby wywołać grozę samym swoim istnieniem i złem czającym się w oczach. Widz nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest to przerażająca postać po której można się spodziewać wszystkiego co najgorsze. 

Kroku nie ustępuje mu nastoletni Mason Thames, niemalże debiutant, mający na koncie tylko niewielkie role w kilku serialach i jednej krótkometrażówce, który imponująco dobrze prowadzi nas przez pełną bólu i przemocy historię Finneya. Niemniej zachwyca Madeleine McGraw, wcielająca się w jego siostrę, która wywołała na Derricksonie tak duże wrażenie, że zdecydował się na opóźnienie dla niej realizacji filmu, bo była zajęta innym projektem. Warto się przyglądać dalszej karierze tej dwójki, bo jest tu zdecydowanie potencjał na wskoczenie do wyższej aktorskiej ligi. 

Natomiast brakuje trochę żeby to „Czarny telefon” wskoczył na wyższą półkę kina grozy, bo czasem coś tu zgrzytnie, jakiś element fabuły wyda się niezgrabnie dopasowany do reszty, pewne rozwiązania zbyt naciągane, albo naiwne, a całość historii zbyt prosta. Jest to jednak kawał solidnego horroru, ładnie grzebiącego w mrokach ludzkiej natury, zgrabnie kreślącego krajobraz Colorado z lat 70. i umiejętnie budującego nastrój grozy wszędzie tam, gdzie trzeba.

1 komentarz:

  1. Zastanawiam się nad obejrzeniem tego filmu w kinie. Bardzo lubię horrory. Myślę, że ta produkcja może zapewnić dwie godziny dobrej rozrywki.

    OdpowiedzUsuń