Joss Whedon od miesięcy zapowiadał, że „Avengers: Czas Ultrona” zakończy jego przygodę z serią. Ciężko mu się dziwić, realizacja tak skomplikowanego projektu wymaga ogromnej pracy i poświęcenia dużej ilości czasu na coś, co i tak nie będzie "swoim" filmem. Nie ma co się czarować, Marvel daje dużą swobodę reżyserom, pozwala im odcisnąć na filmach autorskie piętno, ale wartością nadrzędną pozostaje jednak dbałość o zachowanie spójności z wykreowanym uniwersum, w tym z tytułami, które dopiero nadejdą. Jeżeli reżyser zdoła, w oparciu o odgórne wytyczne, stworzyć coś "autorskiego", to dobrze dla niego, jeżeli nie, no cóż, kończy jak Edgar Wright.
wtorek, 28 kwietnia 2015
wtorek, 21 kwietnia 2015
Child 44 (System) - recenzja
Film już praktycznie został zlinczowany przez zachodnich krytyków. Narodowość odbiorcy jest jednak w tym przypadku nie bez znaczenia i warto nie zrażać się opiniami osób spoza obszaru dawnego Układu Warszawskiego. Nie jest to bynajmniej niedoceniona perełka, o nie, ale doświadczenia historyczne nadają mu dodatkowej wartości, która ucieka widzom urodzonym w krajach angielskojęzycznych. Przede wszystkim jest to ponury obraz miejsca, w którym traumy wojenne, świeża pamięć widma głodowej śmierci, która zabrała za wschodnią granicą tak wiele istnień oraz wieloletnie życie pod batem opresyjnego rządu, wypaczyły społeczne relacje. Filmowy Związek Radziecki zaludniony jest przez ludzi, którzy żyją w strachu, nędzy i paranoi. Patrzą więc na wszystkich wrogo, traktując każdego, jako potencjalnego donosiciela, oprawcę, albo frajera do oskubania. W pewnym stopniu przywołuje to skojarzenie z ponurą poetyką twórczości Smarzowskiego, ale podczas, gdy u Polaka rzeczywistość napędzana jest oparami wódki, tak u Szweda zanurzamy się po prostu w zwykłej biedzie i szarzyźnie sowieckiego krajobrazu.
czwartek, 16 kwietnia 2015
Cannes 2015 - program
Ależ mnie ucieszyła opublikowana dziś lista filmów, jakie będzie można obejrzeć w Cannes. Pierwsza pozytywna wiadomość padła już kilka tygodni temu, gdy oświadczono, że przedpremierowo wyświetlony zostanie "Mad Max: Fury Road". Martwiłem się trochę, że przez wypad na festiwal ucieknie mi możliwość zobaczenia tego wizualnego majstersztyku na dużym ekranie. A tu proszę, obejrzę dzień wcześniej od reszty świata, a może nawet i dwa dni, jeżeli pokaz dla prasy będzie już w środę (w zeszłym roku tak było z "Grace of Monaco"). No, ale to tylko taki przyjemny bonus, w końcu nie dla Mad Maxa leci się do Cannes...
czwartek, 9 kwietnia 2015
While we're young - recenzja
Najlepszy film Woody Allena od lat. Pewnie dlatego, że chuderlawy nowojorczyk niemiał z nim nic wspólnego. A przynajmniej nie TEN chuderlawy nowojorczyk, bo Noah Baumbach również nie należy do mężczyzn przesadnie masywnych, a Wielkie Jabłko też widnieje w jego dokumentach jako miejsce urodzenia. Noah zresztą nie od dziś jest zestawiany z Woodym, dziwnym nie jest, artysta z upodobaniem opowiada o neurotykach, ceni sobie humor słowno-sytuacyjny, lubi rozwodzić się nad egzystencjalizmem, tematyką związków krótko i długodystansowych oraz koncepcją starzenia się, a i Vivaldim lubi czasem "przywalić". Poprzednim filmem, "Frances Ha", udowodnił, że tkwi w nim duży potencjał i któregoś dnia może zbliżyć się poziomem do starszego kolegi po fachu w okularach, gdy ten był u szczytu kariery. To jeszcze nie jest ten dzień, co nie znaczy, że jego nowego filmu nie warto obejrzeć.
niedziela, 5 kwietnia 2015
Furious 7 (Szybcy i wściekli 7) - recenzja
Jestem nieco zagubiony przy próbie oceny tego filmu. Od strony rozrywkowej petarda, od strony fabularnej, no cóż... Seria nigdy nie należała do nadto realistycznych, a w ostatnich odsłonach praktycznie wywrócono prawa fizyki na lewą stronę, z czego zresztą zdołano uczynić zaletę. Był to jednocześnie pewnego rodzaju test inicjacyjny. Jeżeli przełkniesz wślizg samochodem pod podskakującą jak piłeczka ping-pongowa cysterną (4), dwa dodgery holujące przy zawrotnej prędkości przez centrum miasta kilkutonowy sejf (5) albo pościg po kilkunastokilometrowym pasie lotniska (6), to jesteś przyjęty do klubu i możesz cieszyć się z uczestnictwa w jednej z najbardziej odjechanych kinowych przygód ostatnich lat. Może to kwestia nowego reżysera, ale siódma odsłona poszła o krok dalej i już zupełnie zapomniano o używaniu hamulców. Zarówno metaforycznie, jak i fizycznie. W jednej scenie to nawet dosłownie, gdy Vin Diesel z lekkim zaniepokojeniem stwierdza: "nie działają", co jest lekkim utrapieniem, gdy siedzisz w środku rozpędzonego samochodu (osiągającego rekordowe prędkości), znajdujesz się na szczytowym piętrze drapacza chmur i przebijasz się przez okno do sąsiadującego z nim budynku, a później do następnego, a nieprzyjaciel strzela w tym czasie do ciebie z granatnika...