Belfast z początku lat 70. był praktycznie strefą wojny, miejscem rozerwanym konfliktem pomiędzy katolikami i protestantami. Ulice miasta wielokrotnie spływały krwią, odgłos wystrzału nikogo nie dziwił, podobnie jak i widok "rozkwitającego" ognistego kwiatu z rozbitego koktajlu mołotowa oraz kolejnych eksplozji ładunków wybuchowych (składanych chałupniczo w piwnicach, domach i na zapleczach pubów). Osobie z zewnątrz ciężko byłoby się w całej sytuacji odnaleźć, bo konflikt miał źródła sięgające kilkuset lat wstecz i posiadał wiele oblicz. Nie mniej istotnym od religijnego był przecież ten polityczny, bo wszystko rozbijało się o nastawienie do Brytyjczyków. Generalnie nikt za nimi nie przepadał, ciężko kochać obcych urzędujących na nie swoim podwórku, ale już odbiór ich obecności (i wpływów) w Irlandii był różny. Jedni uważali ich za okupantów, których należy siłą usunąć z kraju, inni za przyjaciół (a raczej przydatnych znajomych) i nawoływali do życia z nimi w symbiozie. W środek tego historyczno-polityczno-religijnego bałaganu zostaje rzucony widz, który obserwuje osobę spełniającą wszelkie kryteria do zostania najbardziej znienawidzoną (i pechową) personą w mieście - młodego, samotnego brytyjskiego żołnierza, zagubionego w Belfaście, rannego, pozbawionego uzbrojenia, przerażonego, nie wiedzącego komu może zaufać.
'71 - recenzja
Belfast z początku lat 70. był praktycznie strefą wojny, miejscem rozerwanym konfliktem pomiędzy katolikami i protestantami. Ulice miasta wielokrotnie spływały krwią, odgłos wystrzału nikogo nie dziwił, podobnie jak i widok "rozkwitającego" ognistego kwiatu z rozbitego koktajlu mołotowa oraz kolejnych eksplozji ładunków wybuchowych (składanych chałupniczo w piwnicach, domach i na zapleczach pubów). Osobie z zewnątrz ciężko byłoby się w całej sytuacji odnaleźć, bo konflikt miał źródła sięgające kilkuset lat wstecz i posiadał wiele oblicz. Nie mniej istotnym od religijnego był przecież ten polityczny, bo wszystko rozbijało się o nastawienie do Brytyjczyków. Generalnie nikt za nimi nie przepadał, ciężko kochać obcych urzędujących na nie swoim podwórku, ale już odbiór ich obecności (i wpływów) w Irlandii był różny. Jedni uważali ich za okupantów, których należy siłą usunąć z kraju, inni za przyjaciół (a raczej przydatnych znajomych) i nawoływali do życia z nimi w symbiozie. W środek tego historyczno-polityczno-religijnego bałaganu zostaje rzucony widz, który obserwuje osobę spełniającą wszelkie kryteria do zostania najbardziej znienawidzoną (i pechową) personą w mieście - młodego, samotnego brytyjskiego żołnierza, zagubionego w Belfaście, rannego, pozbawionego uzbrojenia, przerażonego, nie wiedzącego komu może zaufać.