Wszyscy znamy różne historie o przeklętych rolach, nawiedzonych planach zdjęciowych i klątwach rodowych zbierających ponure żniwo w artystycznych familiach. Twórcy filmowi mają tendencję do bycia przesądnymi, a media ochoczo chwytają się takich informacji i do znudzenia powtarzają je później w niezliczonych artykułach z „dreszczykiem”. Jedna z takich historii, choć raczej mało znana, bo nie wiązała się z nią żadna większa tragedia, zdarzyła się na planie zdjęciowym jednego z filmów o Jamesie Bondzie.
niedziela, 29 maja 2016
poniedziałek, 23 maja 2016
Seduced and Abandoned (Uwiedź i porzuć) - recenzja
Zbierałem się od kilku tygodni do obejrzenia dokumentu „Seduced and Abandoned”. Miał mnie wprowadzić w odpowiedni nastrój przed wypadem do Cannes. Nie udało mi się, zamiast tego obejrzałem wczoraj wieczorem, gdy już wróciłem z lotniska do domu. I dobrze się stało, bo zamiast przystawki przed festiwalem, zrobił za swoisty „film pożegnania” z tegoroczną imprezą.
niedziela, 22 maja 2016
Elle - recenzja
Pierwsza scena filmu. Ciemny ekran. Słyszymy szamotaninę, coś się rozbija, kobieta jęczy. Gwałt czy element seksualnej gry? Pojawia się obraz, zamaskowany mężczyzna schodzi z rozłożonej na podłodze zakrwawionej kobiety, wychodzi przez okno. Główna bohaterka filmu, Michelle (Isabelle Huppert), podnosi się z podłogi, sprząta rozbite szkło, idzie do pracy. Ani słowem nie wspomina o wydarzeniu, nie wzywa policji, później tylko bada się na obecność chorób wenerycznych. A więc jednak gwałt. Zachowanie kobiety jednak conajmniej zadziwiające. Nowy film Paula Verhoevena. I wszystko jasne.
Divines - recenzja
I właśnie za takie filmy lubię canneński cykl Directors’ Fortnight. W tym roku nie poświęciłem mu niestety zbyt wiele czasu. Za dużo ciekawego działo się w oficjalnej selekcji, za wielu utalentowanych reżyserów prezentowało tam nowe filmy, żeby chciało mi się biegać po zatłoczonych uliczkach Cannes do oderwanych od obiektu festiwalowego sal kinowych i wciskać w napięty grafik niewiele mi mówiące tytuły z bocznych sekcji. Grafik istotnych projekcji rozluźnił się nieco w ostatnich dniach, więc wykorzystałem to i poszedłem w ciemno na kilka tytułów pokazywanych w tegorocznym Quinzaine, w tym na francuskie „Divines”. I wyszedłem zauroczony.
sobota, 21 maja 2016
Gok-seong (Lament) - recenzja
Jeden z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie filmów w tegorocznym canneńskim programie. Ostatnie dwa dzieła Hong-Jin Na („W pogoni” oraz „Morze Żółte”) powinien obejrzeć każdy miłośnik kina azjatyckiego. Koreański reżyser kazał nam czekać sześć lat na swój kolejny film. Było warto.
piątek, 20 maja 2016
The Neon Demon - recenzja
Jestem oczarowany nowym filmem Refna. Na sali kinowej zasiadałem z bagażem wielodniowego festiwalowego zmęczenia, niewyspany, a do tego o późnej godzinie. Obawiałem się więc nieco, że mogę w trakcie odpłynąć w krainę snu. O śnie zapomniałem szybko, bo już po pierwszej minucie przepięknych wizualnie scen i towarzyszącej im pobudzającej muzyki. Wychodząc po dwóch godzinach z kina miałem na twarzy szeroki uśmiech, byłem naładowany pozytywną energią i uśmiechałem się idiotycznie do przechodniów. Dalej nie myślałem o śnie, wspominałem neonowe światła, kruchą Elle Fanning, szaloną fabułę, w głowie wciąż pobrzmiewała mi muzyka, a w sercu tkwiła radość z obejrzenia czegoś absolutnie nieprzewidywalnego. Filmu dzikiego, szalonego, przesadzonego, ale jakże pięknego.
wtorek, 17 maja 2016
Captain Fantastic - recenzja
I o to jest, zajęło to kilka dni, po drodze miałem kilka zauroczeń, ale prawdziwa kinowa miłość od pierwszego obejrzenia zdarza się tylko raz, podczas każdego festiwalu. No dobra, czasem dwa razy, ale nie każdego roku trafia się na najlepszy film Pixara od lat, i to kilka dni po obejrzeniu „Mad Maxa”. Dopiero co przekroczyłem półmetek, bywały już lepsze filmy (przede wszystkim „Służąca”), nowe dzieła kilku innych cenionych twórców jeszcze przede mną, ale niczego dotąd nie pokochałem w tym roku tak bardzo, jak filmu Matta Rossa i pewnie już nie pokocham.
poniedziałek, 16 maja 2016
niedziela, 15 maja 2016
American Honey - recenzja
Brytyjska reżyserka, Andrea Arnold (autorka m.in. bardzo dobrego „Fish Tank” oraz „Wichrowych wzgórz”), po raz pierwszy opowiada o Stanach Zjednoczonych. Już od pierwszych minut, gdy główna bohaterka - nastolatka o imieniu Star - nurkuje w śmietniku pobliskiego marketu w poszukiwaniu niedawno przeterminowanego jedzenia, wiadomo, że może Arnold i przeniosła się z kamerą za ocean, ale wrażliwość na problemy społeczne i zainteresowanie przedstawicielami jego biedniejszych warstw nie zmieniło się.
sobota, 14 maja 2016
Ah-ga-ssi (Służąca) - recenzja
Chyba na żaden inny film, mający premierę podczas tegorocznego festiwalu w Cannes, nie czekałem tak bardzo, co na nowy film Park Chan-wooka. Po pierwsze, bo to Chan-wook, co jest już wystarczającym powodem do podekscytowania. Po drugie, bo niedawno opublikowany zwiastun zauroczył mnie bez reszty, nie zliczę ile razy go oglądałem.
piątek, 13 maja 2016
I, Daniel Blake - recenzja
W swoim nowym filmie, Ken Loach opowiada o brytyjskim systemie socjalnym. Główny bohater, Daniel Blake (znakomity Dave Johns), po niedawno przebytym zawale nie jest w stanie wrócić do pracy. Składa więc wniosek o zasiłek. Biurokratyczny system praktycznie od razu zaczyna ciskać kłody pod nogi bohatera. Skomplikowane procedury wymagające obycia z komputerem i internetem są poważną przeszkodą dla starszego dżentelmena, który potrafiłby samodzielnie złożyć stół, ale wypełnienie internetowego formularza jest już zadaniem ponad siły.
czwartek, 12 maja 2016
Money Monster (Zakładnik z Wall Street) - recenzja
Amerykańskie reżyserki, które sławę zdobyły jako aktorki, najwyraźniej mają słabość do Jacka O‘Connella. I uparcie „zmuszają” go do trzymania diety. Dla roli w „Niezłomnym” Angeliny Jolie musiał poświęcić swoje muskularne ciało, żeby wcielić się w rolę głodującego tygodniami rozbitka. Jego wychudzony wygląd niewątpliwie był na rękę Jodie Foster, bo pasował do roli „everymana”, który rozgoryczony mętnymi zasadami jakimi rządzi się świat finansów i zdesperowany po utracie życiowych oszczędności terroryzuje telewizyjny program przy użyciu broni i kamizelki wybuchowej.
środa, 11 maja 2016
Cafe Society - recenzja
Jest to niewątpliwie lepszy film od zeszłorocznego „Nieracjonalnego mężczyzny”. Woody Allen od dawna trzaska kolejne swoje filmy na autopilocie, ciężko się dziwić przy takiej częstotliwości wypuszczania ich do kin. Fanom twórczości to nie przeszkadza, bo Allena ogląda się przecież dla klimatu, humoru, żartobliwych dialogów i błyskotliwych puent, które często
obudowane są wokół błahych fabuł.
niedziela, 8 maja 2016
Sprawa Kramerów - udręczona Meryl Streep, okrutny Dustin Hoffman
Niedawno pisałem na Facebooku o dwuletnim związku Meryl Streep z Johnem Cazalem. Parę utalentowanych aktorów łączyło głębokie uczucie, ale kres temu położyła przedwczesna śmierć Johna w marcu 1978. Kilka tygodni później Meryl postanowiła wyprowadzić się z mieszkania, które z nim dzieliła. Przy przeprowadzce pomagał jej brat, który przyprowadził ze sobą znajomego, Dona Gummera, rzeźbiarza mieszkającego zaledwie kilka bloków dalej. Musiało pomiędzy nimi zaiskrzyć, bo mężczyzna szybko podbił serce Meryl, niecałe pół roku później wzięli ślub i są razem do dnia dzisiejszego.
sobota, 7 maja 2016
Bastille Day (Dzień Bastylii) - recenzja
Uparcie ignorowałem ten film, odstraszony niskimi ocenami krytyków i zwiastunem zapowiadającym przeciętniaka, ale on uparcie pojawiał się w kolejnych tygodniach na kinowej rozpisce. W końcu skapitulowałem, poszedłem do multipleksu. I dobrze się stało. Tak, jest to kino sztampowe, oparte na twistach rodem z „24 godzin”, bazujące na scenariuszu, który zrzyna z czego się tylko dało, opowiadając kolejną opowiastkę o stróżach prawa, którzy rozgoryczeni systemem zamierzają okraść rząd. Do tego po ekranie pałęta się Richard Madden, czyli Robb Stark z „Gry o tron”, o którym nie można powiedzieć za wiele dobrego - ma znikomą charyzmę, nie potrafi grać, ale przynajmniej nie potyka się o własne nogi. Przydatna umiejętność w pociesznym kinie akcji udającym poważną sensację.