niedziela, 22 maja 2016

Divines - recenzja


I właśnie za takie filmy lubię canneński cykl Directors’ Fortnight. W tym roku nie poświęciłem mu niestety zbyt wiele czasu. Za dużo ciekawego działo się w oficjalnej selekcji, za wielu utalentowanych reżyserów prezentowało tam nowe filmy, żeby chciało mi się biegać po zatłoczonych uliczkach Cannes do oderwanych od obiektu festiwalowego sal kinowych i wciskać w napięty grafik niewiele mi mówiące tytuły z bocznych sekcji. Grafik istotnych projekcji rozluźnił się nieco w ostatnich dniach, więc wykorzystałem to i poszedłem w ciemno na kilka tytułów pokazywanych w tegorocznym Quinzaine, w tym na francuskie „Divines”. I wyszedłem zauroczony.

Koncept jest prosty i mało oryginalny. Dwie ciemnoskóre dziewczyny z biednej dzielnicy postanawiają wyrwać się z getta i w końcu zacząć zarabiać godziwe pieniądze. Pomysł na to mają taki jak większość rówieśników z ich środowiska. Zaczynają pracować dla kryminalistki. Najpierw wykonują proste zadania, żeby udowodnić swoją wartość, szybko jednak zdobywają własny kawałek ulicy, gdzie zaczynają handlować narkotykami. Jedna zakochuje się w przystojnym tancerzu pracującym jako ochroniarz w pobliskim markecie, druga jest utrapieniem dla rodziców, praktykujących muzułmanów.

Historia uszyta ze skrawków i fragmentów dziesiątek innych fabuł. Jak to jednak bywa, czasem nie chodzi o to co się opowiada, ale jak. A reżyserka „Divines” robi to jak wytrawny gawędziarz. Film ma ożywczą, młodzieńczą energię, jest zabawny, choć nie pozbawiony wątków dramatycznych, dynamiczny, ani przez moment nie nuży, ciągle coś się dzieje, nigdy nie zapomina jednak o najważniejszym - głównej bohaterce i jej koleżance.

Dziewczyny stanowią największy skarb „Divines”. To właśnie one sprawiają, że odtwórcza fabuła zupełnie nam nie przeszkadza. Młode aktorki spadły reżyserce z nieba, jest między nimi prawdziwa chemia, są zabawne, naturalne, urzekające. Nie ma najmniejszej wątpliwości, one naprawdę kochają spędzać razem czas, doskonale się przy tym bawiąc i będąc bezgranicznie sobie oddanymi. Scena, gdy udają, że jeżdżą drogim kabrioletem i podrywają przystojniaków, niewątpliwie będzie jedną z tych najmocniej kojarzących mi się z tegorocznym festiwalem.

Mam nadzieję, że film trafi kiedyś do polskiej dystrybucji, bo należy promować takie kino. Opowieści skupione na wyrazistych postaciach kobiecych. Bohaterkach, które najpierw oczarowują powierzchownością (główna bohaterka jest prześliczną dziewczyną o oryginalnej urodzie), następnie kradną nasze serce swoim poczuciem humoru, a na koniec zadają finalny cios, gdy odkrywamy ich intrygujący charakter.

Należy promować takie historie, bo przybliżają nam współczesny świat, z jednej strony obcy, czasem niepokojący, ale jednak istniejący tuż „za płotem”. Niektórym z nas do niego bliżej, innym dalej, każdy jednak kiedyś się o niego otrze. Reżyserka „Divines” przygląda się temu środowisku z zainteresowaniem, nie demonizuje, wręcz przeciwnie, podchodzi z serdecznością, nie zakłamuje obrazu, wytyka palcem różne patologie, ale cały czas zdradza niekłamaną sympatię do tego co portretuje.

Cudowny film.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz