niedziela, 18 czerwca 2017

Dobry, zły i brzydki - jak nakręcić spaghetii western w Hiszpanii i przeżyć to.


Gdy Eli Wallach zgodził się na wystąpienie w „Dobrym, złym i brzydkim” raczej nie do końca wiedział, na co się pisze. Zresztą początkowo odmówił, bo pomysł realizacji westernu w Europie wydawał mu się absurdalny, a nazwa „spaghetti western” brzmiała jak coś abstrakcyjnego. Zorganizowano jednak dla niego seans poprzedniego filmu Sergio Leone i po pierwszych 10 minutach powiedział, że mogą już przerwać wyświetlanie, chętnie podejmie się współpracy z włoskim reżyserem. Na miejscu jego mentorem, albo raczej przewodnikiem po szalonych realiach włoskiej produkcji realizowanej w Hiszpanii, udającej Stany Zjednoczone sprzed 100 lat, został Clint Eastwood. Przyszły Brudny Harry ostrzegł kolegę już pierwszego dnia: „słuchaj, to już mój trzeci włoski film, najważniejszą rzeczą, o której musisz zawsze tutaj pamiętać, to żebyś się trzymał jak najdalej od czegokolwiek, co wygląda na niebezpieczne”. Wallach szybko zrozumiał, co Eastwood miał na myśli…

Przykład pierwszy. Tuco (Wallach) siedzi na koniu z pętlą na szyi. Za chwilę ma zawisnąć. Koń zostaje spłoszony, bohater dynda na sznurze, ale nie umiera, bo Blondie (Eastwood) w ostatniej chwili strzela w linę. Ekipa techniczna umieściła w sznurze mały ładunek wybuchowy, który miał symulować przestrzelenie liny. Wallach, który pracował już przy amerykańskich westernach (ówcześnie najbardziej był znany z roli w „Siedmiu wspaniałych”), zdziwił się, że jego koń nie ma zatkanych uszu przy pomocy waty. Zapytany o to Leone zdziwił się jeszcze bardziej, że ktoś mógł wpaść na taki osobliwy pomysł, wiadomo – amerykański wymysł. „Nie martw się, wszystko będzie dobrze, nigdy tutaj tego nie robimy”. Kamery ruszyły, ładunek wybuchowy wystrzelił, a koń spanikował i odjechał w siną dal z siedzącym na nim Wallachem, który miał ręce skrępowane za plecami. Odjechał prawie dwa kilometry zanim koń się w końcu zatrzymał.


Przykład drugi. Tuco jest przykuty do martwego mężczyzny. Kładzie więc jego ciało na torach i czeka na pociąg, który przejedzie po łańcuchu i uwolni go od trupa. Sergio ładnie się uśmiecha do Eliego i prosi go, żeby ten położył się blisko torów, bo chciałby go mieć na jednym ujęciu z pociągiem, nie może więc wykorzystać dublera. Oczywiście dodaje: „nie martw się, wszystko będzie dobrze”. Wallach zgodził się. Pociąg przejechał, scena nakręcona, aktor wciąż dycha, więc wszystko jest dobrze. Ogląda nakręconą scenę na monitorze i przechodzi go dreszcz. Gdyby podniósł delikatnie głowę do góry to zaliczyłby dekapitację przez metalowy schodek na końcu wagonu. Leone miał obsesję kręcenia wszystkiego po dwa, trzy razy, na wypadek, gdyby pracownicy włoskiego laboratorium coś spieprzyli i zepsuli fragment taśmy. Wynikało to z prostego faktu, że pracownicy włoskich laboratoriów czasem coś pieprzyli i psuli fragmenty taśm. Nie mrugnąwszy nawet okiem, poprosił więc Wallacha, żeby znowu się położył obok torów, bo chciałby nakręcić zapasowy materiał. Eli odmówił, chciał jeszcze pożyć przez jakiś czas.

Przykład trzeci. Eli bardzo lubił pewną miejscową oranżadę. Pewnego dnia złapał za charakterystyczną butelkę stojącą na stole z innymi napojami i napił się z niej. Problem w tym, że tym razem nie zawierała oranżady, a kwas potrzebny przy realizacji jednej sceny. Na szczęście nie wypił dużo, bo jak tylko ciecz dotknęła jego języka od razu zrozumiał, że napił się jakiejś trucizny. Wściekły, odmówił dalszego występowania przed kamerą tego dnia. Sergio rozłożył ręce i zaczął lamentować: „och Eli, nie bądź taki...”. Eli nie był taki, wypił galon mleka, żeby zneutralizować działanie kwasu, i jeszcze tego samego wieczoru pracował przy kolejnej scenie.

Przykład czwarty. Scena, w której Tuco i Blondie wysadzają most. Włosi mieli rozmach, poprosili hiszpańską armię (w scenie występowało ok. 1500 statystów, których zapewniło wojsko) żeby zbudowała prawdziwy most, z kamiennymi fundamentami, drewnianymi dechami, etc. Obłożyli go później ogromną ilością dynamitu i ustawili kilka kamer w różnych miejscach, żeby upewnić się, że orgia destrukcji zostanie w pełni uchwycona. Clint zapytał Sergio, gdzie zamierza ustawić jego oraz Eliego w momencie wybuchu. Leone wskazał mu kilka różnych miejsc, gdzie będą znajdować się kamery. „O, widzisz, tamto miejsce obok mostu, tam będziecie siedzieć”. Wallach już zbladł, ale Eastwood tylko się delikatnie skrzywił i odparł: „no nie wiem…”, szybko dodał pytanie, „a gdzie ty będziesz siedzieć w tym czasie?”. Leone wskazał na nieco oddalony punkt na wzgórzu. Clint się delikatnie uśmiechnął, „O, właśnie, i to jest miejsce, gdzie nakręcisz mnie oraz Eliego”. Wszystko było już prawie gotowe, czekano tylko na właściwy moment, wprowadzano ostatnie poprawki w ustawieniach kamer, aktorzy czekali na wzgórzu, Clint ćwiczył zamachy kijem golfowym i nagle… pierdut! Ładunki wybuchowe odpaliły, cały most poszedł w cholerę, jego kawałki fruwały w powietrzu, a hałas jeszcze dźwięczał w uszach. Wallach podszedł do Eastwooda i zapytał, „ty, chyba nakręcili to, co nie?”. Clint, który uwielbiał nabijać się z włoskiej niefrasobliwości w temacie bezpieczeństwa oraz logistyki skomplikowanych scen, odpowiedział, że nie byłby tego taki pewien. Leone wrzeszczący całą serię włoskich przekleństw zdawał się potwierdzać jego wątpliwość.


Otóż.. Ponieważ hiszpańskie wojsko udzieliło znaczącej pomocy przy realizacji filmu oraz zbudowało most to honor wysadzenia go powierzono pewnemu oficerowi. Ustalono, że żołnierz zainicjuje wybuch, gdy usłyszy określone słowo („vaya”). Niestety nieobyty z realiami planu filmowego, a co najważniejsze, pracy z włoską ekipą, został wprowadzony w błąd. Pewien nieogarnięty ekspert od efektów specjalnych, poganiający operatora kamery, który zbyt długo grzebał się z ustawieniami, użył nieopatrznie tegoż słowa. I to kilkakrotnie. Podekscytowany oficer bez większego zastanowienia przeszedł więc do działania i… no cóż, pierdut. Ekspert prędko ulotnił się z planu zdjęciowego, niemalże tak szybko, jak rzeczony most, ale za to bezszelestnie. Zrezygnowany Leone, gdy już przerobił wszystkie włoskie przekleństwa, powiedział tylko: „chodźmy jeść”. Zawstydzony oficer zaoferował odbudowanie mostu za darmo. Ponieważ zajęło to trzy tygodnie, ekipa filmowa przeniosła się do kolejnych zaplanowanych lokalizacji, żeby w tym czasie realizować inne sceny.

Scenę wybuchu w końcu nakręcono. I tym razem nawet z włączonymi kamerami. Jak widać w samym filmie, kawał dużego kamienia, odrzuconego siłą wybuchu, omal nie uderzył w Clinta. Praca na planie włoskiego westernu kręconego w Hiszpanii z całą pewnością nie należała do nudnych zadań. Ani tym bardziej bezpiecznych...

1 komentarz:

  1. ubielbiam takie wspominki, a wloskie westerny w rezyserii leone'a sa jednymi z moich ulubionych :)

    OdpowiedzUsuń