poniedziałek, 14 maja 2018

Leave no trace - recenzja


Wygląda na to, że Debra Granik odkryła dla świata kolejną Jennifer Lawrence. Thomasin McKenzie wprawdzie nie wygląda (jeszcze?) jak materiał na gwiazdę pokroju JLaw, ale przecież ona również była nieobrobionym diamentem, gdy wystąpiła w „Winter’s Bone”.

„Leave no trace” łączy pewne podobieństwo ze wspomnianym filmem, przede wszystkim zainteresowaniem ludźmi żyjącymi w niezindustrializowanych rejonach Stanów Zjednoczonych, doświadczanych przez naturę, ale też starających się żyć z nią w symbiozie. Jednak tytułem, który najcześciej przychodzi do głowy podczas seansu jest „Captain Fantastic” Matta Rossa.

Will (Ben Foster) żyje ze swoją córka Tom (McKenzie) w środku lasu. Co jakiś czas uzupełniają zapasy w mieście, ale przez większość tygodnia unikają kontaktu z innymi ludźmi, zacierają trasy swoich przemarszów, starają się unikać częstego korzystania z tych samych ścieżek, a rozbity obóz traktują jako kolejną tymczasową przystań. Pewnego dnia zostają jednak złapani przez służby porządkowe i przekazani opiece społecznej zaniepokojonej sytuacją życiową nastoletniej dziewczyny. Szybko znajduje się dla nich jakiś dach nad głową i praca dla Willa, który jednak nie potrafi usiedzieć długo w jednym miejscu z innymi ludźmi i czeka tylko na okazję żeby znowu przepaść gdzieś bez śladu. Tom jednak zaznała już komfortów świata cywilizowanego i nie uśmiecha jej się ponowne sypianie pod krzakami.

Granik ma mniej wyrozumiałości dla swojego bohatera od Rossa. Wprawdzie nie poddaje postawy Willa surowej ocenie, wręcz przeciwnie, przygląda mu się z troską i próbuje zrozumieć jego zachowanie wskazując na wojenną traumę, ale nie zapomina o tym, że nie jest on odpowiedzialny tylko za siebie. Tom potrzebuje normalnego kontaktu ze społeczeństwem, a pytaniem wiszącym w powietrzu przez cały film jest – czy Will zdoła się przełamać i osiąść w jednym miejscu?

Relacja pomiędzy ojcem i córką jest motorem napędowym filmu, całe szczęście więc, że znaleziono dziewczynę, która dotrzymuje kroku Benowi Fosterowi. McKenzie nie tylko dotrzymuje, ale wręcz wysuwa się na prowadzenie, prezentując bogatą paletę emocji, będąc równie przekonującą w subtelnych gestach, co w ekspresyjnych momentach. Jest to aktorka o delikatnej urodzie i spokojnej naturze, więc ciężko na razie powiedzieć, czy Hollywood znajdzie dla niej miejsce w kinie głównego nurtu, ale twórcy filmów niezależnych zapewne będą do niej walić drzwiami i oknami.

„Leave no trace” to kino mądre, skupione na ludzkiej naturze, z ciekawością przyglądające się zachowaniom swoich bohaterów i ostrożnie wgryzające się w ich psychikę, ale nie odkrywające zbyt wiele informacji, sporo kwestii pozostawiając ocenie widza.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz