piątek, 11 maja 2018

Leto - recenzja


Karierze Kirriła Sieriebrienikowa przyglądam się z uwagą od dwunastu lat. Na festiwalu Nowe Horyzonty pokazano wtedy „Grając ofiarę”, bardzo dobry film o studencie wcielającym się w role ofiar w policyjnych rekonstrukcjach zbrodni . Jego „Uczeń”, pokazywany dwa lata temu w canneńskiej sekcji Un Certain Regard, był jednym z najlepszych filmów na festiwalu. Nie chciałem więc wierzyć w popularną teorię/obawę, że jego najnowszy film trafił do canneńskiego konkursu głównego tylko z powodów politycznych. Reżyser od zeszłego roku tkwi w areszcie domowym do którego trafił w efekcie oskarżenia o sprzeniewierzenie państwowych pieniędzy. Obrońcy reżysera twierdzą, że cała afera została zaaranżowana przez nieprzychylne reżyserowi rosyjskie władze. Udział w konkursie głównym niewątpliwie będzie dobrym sposobem na zwrócenie uwagi ma sytuację reżysera, ale na szczęście nie jest to jedyny powód, bo „Lato” to dobre kino zasługujące na taki prestiż.

Bohaterem opartej (luźno) na faktach historii jest sowiecki bard, Wiktor Coj, lider zespołu Kino, ważny twórca dla rosyjskiego alternatywnego rocka z lat 80. Pod swoje skrzydła bierze go Mike, weteran lokalnej sceny muzycznej, który dzieli się z młodym artystą swoim doświadczeniem, kontaktami, a potencjalnie nawet żoną, zafascynowaną i zauroczoną Wiktorem. Wiszący w powietrzu miłosny trójkąt nie jest jednak tutaj źródłem konfliktu i dramatu, a raczej podkreśleniu wolnościowych idei głoszonych przez reżysera. Mike daje żonie możliwość wyboru partnera i nie przestaje traktować Wiktora przyjacielsko, za bardzo pochłania ich wspólna pasja żeby tracić czas na jakieś miłosne zawirowania. Zafascynowani zachodnią kulturą młodzi bohaterowie pożerają łapczywie muzykę, którą zdołają dorwać na pirackich kopiach, dzielą się tłumaczeniami tekstów angielskich piosenek i cieszą się przy okazji swoim beztroskim życiem.

„Lato” jest mocno opatulone płaszczem nostalgii, rosyjski reżyser składa laurkę czasom swojej młodości, egzystencji wprawdzie pod butem władzy, ale w społeczności podobnych mu pasjonatów rocka, punka i pokrewnych gatunków. Mnoży więc sceny imprez, grupowych kąpieli na golasa w morzu, skakaniu przez ognisko (oczywiście też na golasa) i ogólnie skupia uwagę na portretowaniu wspólnego spędzania czasu, rozmów o życiu, miłości, rodzinie, ale przede wszystkim o piosenkach, artystach, zespołach oraz ulubionych albumach.

„Lato” to film czarnobiały, ale jego autor nie trzyma się niewolniczo tej formy, w scenach fantazji kolorując poszczególne elementy obrazu albo całe klatki, czasem też dodając proste animacje. Wspomniane sceny fantazji stanowią furtkę dla reżysera do wprowadzenia do opowieści scen musicalowych. Skupiony na rosyjskiej muzyce (inspirowanej artystami zachodnimi) film przeradza się wtedy w pełnoprawny musical z coverami klasyków angielskojęzycznego rocka i punka (T.Rex, Talking Heads, Iggy Pop, Lou Reed). Oczywiście często śpiewanych z rosyjskim akcentem. Kirrił nie spieszy się do tych scen, pierwsza wchodzi, gdy styl filmu oraz jego bohaterowie są już oparte na solidnym fundamencie, który następnie zostaje pozornie zburzony przez energetyczną, nierealistyczną scenę muzyczną, szybko jednak wziętą w nawias przez powracającego przez resztę filmu mężczyznę, który burzy czwartą ścianę oznajmiając odbiorcy, że to się wcale nie wydarzyło. Jest to bardzo fajny pomysł na uatrakcyjnienie formy filmu i sprytny pretekst do umieszczenia w nim wymyślnych choreografii oraz pobudzającej dawki zachodnich szarpidrutów.

Film nie jest bez wad, czasem sprawia wrażenie opowieści odrobinę rozwleczonej i powtarzającej się jak zdarta płyta, a tempo bywa nierówne. Nie wydaje mi się do tego, żeby to był produkt wielokrotnego użytku, zapewne za kilka lat, jeżeli będzie okazja, jeszcze do niego wrócę, ale nie ma tej właściwości typowej dla najlepszych (a nawet tych przeciętnych, ale pomysłowo zrealizowanych) musicali, czyli potrzeby natychmiastowego powrotu do ulubionych sekwencji muzycznych. Jest to jednak orzeźwiająca dawka filmowej energii, celebrującej młodość i pasję do muzyki, a takie tytuły zawsze warto oglądać.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz