niedziela, 8 lutego 2015

Ex Machina - recenzja


Po spojrzeniu w filmografię Alexa Garlanda otrzymujemy obraz scenarzysty interesującego, poszukującego ciekawych idei, nie zawsze bezbłędnego, ale za to zawsze intrygującego i do tego rozkochanego w science-fiction. Nie dziwi więc, że to sci-fi wybrał jako gatunek, w którym debiutuje w nowej roli - reżysera. Po zobaczeniu "Ex Machina" życzyłbym sobie, żeby już nigdy więcej nikt inny nie zabierał się za realizację jego scenariuszy.

"Ex Machina" pokazuje, jak mógłby wyglądać współczesny film Stanleya Kubricka, gdyby artysta wciąż żył, albo czego moglibyśmy się spodziewać po s/f w wykonaniu - wielkiego następcy brodatego mistrza kina - Paula Thomasa Andersona. Garland czerpie z Kubricka wiele. Po zanurzeniu w głąb ascetycznej, odhumanizowanej i technologicznie zaawansowanej samotni w górach, w której toczy się akcja filmu, poczujemy się momentalnie jak na planie filmowym zmarłego reżysera. O jego twórczości przypomni również podskórne napięcie towarzyszące widzowi podczas seansu, stopniowo narastająca groza oraz klimat lekkiej paranoi. Nie trzeba długo czekać, żeby odbiorca zaczął mieć wątpliwości, czy rozłożono przed nim wszystkie karty i kwestionować człowieczeństwo męskich bohaterów filmu.

Zapędziłem się jednak trochę, zakładając z góry, że treść filmu jest znana czytelnikowi. Garland opowiada historię młodego programisty zaproszonego przez prezesa firmy do uczestnictwa w testowaniu jego nowego - ściśle tajnego - produktu, sztucznej inteligencji. Caleb (Domhnall Gleeson) ma robić za ludzki komponent w teście Turinga. Zasady jednak zostały zmodyfikowane, test ma na zasadzie nie tyle sprawdzenie, czy Ava (Alicia Vikander) zdoła zatuszować przed nieświadomym człowiekiem swoją prawdziwą naturę, ale czy pomimo wiedzy na jej temat, wciąż zostanie uznana za istotę obdarzoną świadomością. Caleb ma tydzień czasu na przeprowadzanie testów pod czujnym okiem Nathana (Oscar Isaac).


Ten intrygujący filmowy trójkąt i dynamika jego wewnętrznych relacji fascynuje od pierwszej minuty. Momentalnie uwagę odbiorcy przyciąga postać Nathana, osoby obdarzonej nieprzeciętną inteligencją, niebanalną osobowością i charyzmą samca alfa. Isaac dostarcza już samym wyglądem: gładko ogoloną głową, gęstą brodą, muskularną budową ciała oraz okularami, przez które spogląda na Caleba przenikliwym wzrokiem. Intencje Nathana nie jest łatwo rozszyfrować. Zachowuje się pozornie przyjacielsko, ale wzbudza instynktowną nieufność, wieczorami upija się w samotności, a rano jako remedium na kaca stosuje serię ćwiczeń z ciężarkami. Jest bezpośredni, a zarazem skryty, lubi stawiać innych w kłopotliwej pozycji, zadawać niewygodne pytania, samemu jednak na takie reaguje z irytacją.

Jego przeciwieństwem jest Caleb, wzorcowy przeciętniak, obdarzony wystarczającym poziomem intelektu, żeby stanowić dla Nathana zadowalającego partnera do rozmów i nadążać za jego wywodami, ale nie dość błyskotliwy, żeby przewyższać go pod jakimkolwiek względem. Stanowi moralny kompas, zaciekawionego odkrywcę zadającego odpowiednie pytania we właściwym momencie, nieufnego partnera w eksperymencie i zbyt ufnego człowieka.

No i w końcu Ava, sztuczna inteligencja o ciele pięknej kobiety, odegrana z wdziękiem przez Vikander. Alicia przy kreowaniu postaci znalazła złoty środek pomiędzy zaakcentowaniem nienaturalności zachowań robota imitującego człowieka, a ukazaniem istoty będącej przykładem przełomowego w dziedzinie robotyki odwzorowania mimiki ludzkiej twarzy oraz skomplikowanego biologicznego mechanizmu składającego się na nasze ruchy. Z wyglądu przywołuje w pamięci skojarzenia z wieloma innymi robotami znanymi z sci-fi (celowo nie została w całości pokryta "skórą"), postawiono raczej na jakość i funkcjonalność wykonania, jak na oryginalny projekt, co bynajmniej nie znaczy, że jest zupełnie pozbawiona własnego charakteru. Do tego jest niewątpliwie spójna wizualnie z chłodnym, minimalistycznym, wnętrzem obiektu badawczego, w którym przebywa. W skrócie: salon Apple'a z domieszką artystycznego szaleństwa (stale powracającym elementem scenografii jest wiszący w salonie obraz Jacksona Pollocka).


Mógłbym się rozpisać o estetycznych projektach wnętrz, ciekawie zarysowanych i zaprezentowanych bohaterach, umiejętnym operowaniu nastrojem filmu, płynnym przechodzeniem od stanów paranoicznych, po oniryczne wyciszenia i abstrakcyjne zabawy choreograficzne (w jednej scenie Isaac odstawia układ taneczny rodem z Bollywood). To jednak tylko warstwy, które niczym cebula, skrywają pod sobą kolejne dobra, po oderwaniu jednego wartościowego elementu odkrywamy kolejny, a u samego źródła jest ten najważniejszy. Scenariusz. Sama jego konstrukcja jest już na piątkę z plusem. Ciekawe wprowadzenie, czytelne zarysowanie problematyki filmu i bohaterów, zasugerowanie istnienia jakiegoś mrocznego sekretu, niespiesznie prowadzony eksperyment i niezarzucanie odbiorcy przesadnie skomplikowanym językiem, ale też zaufanie jego inteligencji oraz zdolności do bezbolesnego przyjęcia "z marszu" różnych teorii związanych z cybernetyką, następnie fabularny twist - który, co istotne, wynika naturalnie z filmu - no i w końcu zgrabne zakończenie całości z pozostawieniem widza z nurtującym pytaniem: co dalej?

Kończąc, wypadałoby na coś ponarzekać, ale doprawdy nie widzę ku temu powodów. Jasne, znalazłoby się kilka logicznych nieścisłości i drobnych błędów, które można by wytknąć scenariuszowi, ale byłoby to już zwykłą drobnostkowością. Większość wynika z pewnych świadomych uproszczeń na rzecz spójności i atrakcyjności filmu. Wielu zapewne znuży powolne tempo filmu i nasycenie go dialogami. Nie jest to zwyczajnie film dla nich, nasyconych akcją produkcji o wojujących albo cierpiących SI powstało od groma. Nie w tym leżało zainteresowanie Garlanda, który pragnął przełożyć na język filmu filozoficzno-naukowe teorie na temat sztucznych inteligencji. Miłośnicy "twardego sci-fi", mocno osadzonego w rzeczywistości, stawiającego pytania i poszukującego odpowiedzi, powinni być zadowoleni. "Ex machina" to film skierowany do odbiorców dojrzałych (sugeruje to już zdecydowane odcięcie się od nastoletniej widowni kategorią wiekową, chociaż w tym wypadku bez problemu można było tego uniknąć), zaznajomionych z gatunkiem i poszukujących produkcji prowokujących do myślenia. Za kilka lat niewątpliwie będzie obowiązkową pozycją na każdej szanującej się liście najważniejszych filmów science-fiction tej dekady.


0 komentarzy:

Prześlij komentarz