czwartek, 14 maja 2015

Mad Max: Fury Road - recenzja


Od dziś w każdym słowniku pod hasłem: „intensywny” powinien widnieć plakat nowego Mad Maxa. Od rozpoczęcia filmu, do pierwszej sceny akcji - która prowadzi do kolejnych, a te do kolejnych, przeplatanych krótkimi sekwencjami wprowadzającymi w realia postapokaliptycznej rzeczywistości – mija jakieś, hmm, 60 sekund? Dwie minuty max, licząc z logiem wytwórni, które jest atrakcją samo w sobie. A dalej jest już tylko coraz szybciej, głośniej, mocniej, można się spocić z wrażenia.

Spokojnie, po 30 minutach reżyser daje nam zaczerpnąć tchu, akcja na chwilę spowalnia, bohaterowie muszą szybko ustalić kto, z kim, przeciw komu i w jakim kierunku. Zajmuje to kilka minut i towarzyszy temu sporo wymachiwania bronią, tarmoszenia się na ziemi, okładania się różnymi przedmiotami i krzyczenia (bądź mamrotania w przypadku Maxa). „Wolne momenty” według George’a Millera.

I znowu wszystko się rozpędza, na ekranie dzieje się tyle, że aż ciężko wszystko ogarnąć za pierwszym razem. Mnogość detali na pierwszym i drugim planie powala na kolana. A diabeł tkwi w szczegółach, w elementach ubioru, projektach pojazdów, w tym jak wyglądają na zewnątrz i co skrywają wewnątrz, w ujeżdżających ich psychopatach, w tym jak się zachowują, zarówno jako bohater zbiorowy, jak i pojedyncze jednostki opętanych maniaków.

Po godzinie bohaterowie mają chwilę ukojenia, jadą w ciszy, spoglądają refleksyjnie w dal, cieszą się z tego, że wciąż żyją. Trwa to kilkanaście sekund. Styka. W świecie Millera nie ma czasu na takie pierdoły.

Uff. To była intensywna jazda. Dwie godziny wysokooktanowej akcji. Przecudownej od strony wizualnej, dopracowanej w najdrobniejszym szczególe, imponującej koncepcyjnie, aranżacyjnie i technicznie. A do tego, ani na moment nie zapominającej o swoich bohaterach, o tym, kto jest w tym najważniejszy, komu należy kibicować, o kogo się lękać i życzyć jak najlepiej. Wzorcowy przykład tego, jak przy małej ilości dialogów i scenek rodzajowych, stworzyć pełnokrwistych bohaterów kina akcji. Najlepszy blockbuster tego roku. Koniec i kropka.


0 komentarzy:

Prześlij komentarz