sobota, 15 września 2018

Whiplash - o filmie, który narodził się z produkcji krótkometrażowej


"Whiplash" odniósł niezaprzeczalny sukces artystyczny. Od premiery na festiwalu w Sundance, gdzie został okrzyknięty mianem objawienia, zaliczał kolejne wielkie imprezy filmowe podbijając serca kinomanów (sam miałem szczęście zobaczyć go w Cannes i z miejsca się zakochałem), a następnie przeróżnych gremiów wręczających nagrody filmowe. Uwieńczeniem tego było zdobycie dwóch nominacji do Oscara (za najlepszy scenariusz oraz film), a do tego zgarnięcie dwóch zasłużonych statuetek w kategoriach technicznych (dźwięk i montaż) oraz dla najlepszego aktora drugoplanowego. Sukces projektu nie był jednak oczywisty. Początkowo Damien Chazelle odbijał się o kolejne zamykane mu przed nosem drzwi, bezskutecznie poszukując środków finansowych na realizację filmu. Nikt nie chciał uwierzyć, że historia ma potencjał na film pełnometrażowy.

Chazelle zmienił więc strategię i postanowił stworzyć wersję próbną. Przynajmniej on tak uważał, bo producenci i sponsorzy byli przekonani, że finansują film krótkometrażowy. Osiemnastominutowy "Whiplash" (KLIK) to w zasadzie trzy sceny z filmu, a konkretniej to słynna próba zespołu, podczas której Andrew próbuje "ustalić" z Fletcherem kwestię tempa gry na instrumencie. W krótkometrażówce nie wystąpił Miles Teller, tylko Johnny Simmons, ale kilku muzyków z zespołu powtórzyło później swoje role. Między innymi Nate Lang, czyli konkurencyjny perkusista, bohater drugiego planu robiący komiczne miny za plecami Andrew, bo już wie, że szczeniak zaraz przeżyje koszmar. Zresztą to Lang przygotowywał przez kilka tygodni Tellera, mającego już wprawdzie wieloletnie doświadczenie w grze na perkusji, ale jedynie w repertuarze rockowym.


Krótkometrażówkę nakręcono w pięć dni. Chazelle łudził się, że przy drugim podejściu będzie miał więcej czasu na realizację sceny. Szybko został sprowadzony na ziemię, bo pełnometrażowa wersja miała na tyle napięty plan zdjęciowy, że musiał się wyrobić w trzy dni. Przy pierwszym podejściu "Whiplash" kręcono w katolickiej szkole, co było o tyle problematyczne, że Fletcher klnie jak szewc i ekipa kombinowała jak mogła, żeby nie narażać uczniów na dużą dawkę wulgaryzmów. Niepotrzebnie się stresowali, bo siostry ponoć podchodziły do sprawy ze zrozumieniem.

Agresywne tyrady słowne Fletchera zresztą nie zawsze miały sens. Jak na złośliwego perfekcjonistę to zaskakująco często popełniał w nich błędy logiczne i najlepiej za wiele nie zastanawiać się nad sensem jego wypowiedzi ("This is not your boyfirend's dick, so don't come too early."). Czasem było to efektem przejęzyczenia Simmonsa, który na przykład przy jednym ujęciu zamiast "If you deliberately sabotage my band, I will gut you like a pig" powiedział "fuck you like a pig". Spodobało się to reżyserowi, który poprosił aktora o stosowanie takiej formy w kolejnych ujęciach, ale ten zdecydowanie odmówił. Chazelle wykorzystał więc później przy montażu to jedyne nakręcone z czego Simmons nie był zadowolony. W pełnometrażowej wersji również słyszymy o robieniu nieprzyzwoitych rzeczy ze świnią, aktor bynajmniej nie zmienił swojego zdania w tej kwestii i nie powtórzył na życzenie reżysera błędnej wersji. To podstępny Chazelle ponownie wykorzystał wersję nagraną na planie krótkometrażówki, co tym razem zamaskował skierowaniem kamery na przerażoną twarz Tellera.

Krótkometrażówka jest raczej tylko ciekawostką, swoistym poligonem doświadczalnym dla młodego reżysera, ale też interesującą lekcją filmowego rzemiosła, pokazującą jak duży wpływ na finalny kształt filmu mogą mieć pozornie subtelne zmiany. Większość ujęć jest żywcem skopiowana z pierwszej wersji, ale z lekko poprawionym ujęciem kamery, innym cięciem montażowym, albo punktem skupienia. Część materiału, głównie różnego rodzaju zbliżenia, nawet wykorzystano ponownie, oczywiście po odpowiednim skorygowaniu barwnym. Jeżeli ktoś ma ochotę, to może sobie całość porównać tutaj: KLIK

0 komentarzy:

Prześlij komentarz