Dziwny film, wzbudzający ambiwalentne
odczucia. Gdyby go podzielić na segmenty, to każdy jeden oferowałby coś
dobrego. Są ciekawe, dobrze zagrane, niegłupie. Problem w tym, że nie
rozumiem, czemu je ze sobą spojono. Reżyser jakby nie mógł się
zdecydować, o czym chciał zrobić film, w efekcie wyszło, że o niczym.
Najpierw mamy historię o dorastaniu do roli rodzica wymieszaną z wątkiem
kryminalnym, to jednak zostaje z czasem porzucone na rzecz opowieści o
poczuciu winy, która następnie ewoluuje w historię o korupcji i
ostracyzmie społecznym. A później mamy skok o 15 lat do przodu i
przeżywamy bóle nastoletniego emo skonfliktowanego z całym światem. Parę
innych wątków jeszcze by się znalazło.
Ambicji reżyserowi nie można odmówić, wyszły one jednak filmowi bokiem. Tak epicką rozpiętość tematów niektórzy mogą poczytywać za zaletę, zwłaszcza, że same w sobie są ciekawe, a swoista sztafeta fabularnych motywów jest jakby nie było czymś oryginalnym. Ale nie zmienia to faktu, że nie jest to dobry, spójny scenariusz. Zabrakło spoiwa, elementu sensownie łączącego ze sobą wszystkie odnogi wyjściowej historii. Pod koniec są pewne znaki, że coś tam chodziło reżyserowi po głowie, niestety nie potrafił postawić kropki nad i. W efekcie wyszło takie niewiadomo co, zlepek dobrych życiowych opowieści, które spokojnie poradziłyby sobie samodzielnie w formie długometrażowej, a tak zostały ledwie liźnięte. Film może i nie wielce rozczarowujący, ale przy pisaniu go zmarnowano okazję do zrobienia czegoś naprawdę dobrego.
Ambicji reżyserowi nie można odmówić, wyszły one jednak filmowi bokiem. Tak epicką rozpiętość tematów niektórzy mogą poczytywać za zaletę, zwłaszcza, że same w sobie są ciekawe, a swoista sztafeta fabularnych motywów jest jakby nie było czymś oryginalnym. Ale nie zmienia to faktu, że nie jest to dobry, spójny scenariusz. Zabrakło spoiwa, elementu sensownie łączącego ze sobą wszystkie odnogi wyjściowej historii. Pod koniec są pewne znaki, że coś tam chodziło reżyserowi po głowie, niestety nie potrafił postawić kropki nad i. W efekcie wyszło takie niewiadomo co, zlepek dobrych życiowych opowieści, które spokojnie poradziłyby sobie samodzielnie w formie długometrażowej, a tak zostały ledwie liźnięte. Film może i nie wielce rozczarowujący, ale przy pisaniu go zmarnowano okazję do zrobienia czegoś naprawdę dobrego.
http://pitchfork.com/features/interviews/9089-mike-pattonderek-cianfrance/
no proszę i z tym też się zgadzam :-)... dodam tylko, że oczekiwania do powtórki z emocji z BLUE VALENTINE mocno mnie zjadły... pod tym kątem ten film jest porażką.
OdpowiedzUsuń