Niedawno pisałem na Facebooku o dwuletnim związku Meryl Streep z Johnem Cazalem. Parę utalentowanych aktorów łączyło głębokie uczucie, ale kres temu położyła przedwczesna śmierć Johna w marcu 1978. Kilka tygodni później Meryl postanowiła wyprowadzić się z mieszkania, które z nim dzieliła. Przy przeprowadzce pomagał jej brat, który przyprowadził ze sobą znajomego, Dona Gummera, rzeźbiarza mieszkającego zaledwie kilka bloków dalej. Musiało pomiędzy nimi zaiskrzyć, bo mężczyzna szybko podbił serce Meryl, niecałe pół roku później wzięli ślub i są razem do dnia dzisiejszego.
Nie znaczy to, że aktorka szybko zapomniała o Johnie i pogodziła się z jego stratą, ale do tego wrócimy za chwilę. Końcówka lat 70. była przełomowym okresem w życiu Meryl nie tylko ze względów prywatnych, ale i zawodowych. To właśnie wtedy młoda aktorka, skupiona dotychczas na teatrze, zaczęła występować w pierwszych filmach i szybko wyrobiła sobie dobrą opinię. W roku 1978 została po raz pierwszy nominowana do Oskara za zaledwie drugi film pełnometrażowy w karierze („Łowca jeleni”), rok później odbierała już statuetkę za „Sprawę Kramerów”. Była to nagroda okupiona ciężką pracą i emocjonalnym cierpieniem.
Zacznijmy jednak od początku. Początkowo rola Joanny miała trafić do jednego z Aniołków Charliego, Kate Jackson. Aaron Spelling nie zgodził się jednak na dopasowanie harmonogramu kręcenia serialu w sposób żeby niekolidujący z realizacją filmu więc nic z tego nie wyszło. Studio naciskało na wybór jakiejś ładnej aktorki i sugerowało takie nazwiska jak Ali MacGraw, Faye Dunaway, Jane Fonda, czy też znaną z „Absolwenta” Katharine Ross. O Meryl Streep nikt nie pomyślał, bo mało kto o niej wtedy słyszał, a i uroda predysponowała ją raczej do ról postaci „charakterystycznych”. Aktorka jednak korzystała z usług tego samego agenta co reżyser filmu, Robert Benton, więc została wkręcona na kasting.
W wyznaczonym dniu wparowała do apartamentu hotelowego, w którym Benton, Dustin Hoffman oraz producent Stanley R. Jaffe przesłuchiwali potencjalne aktorki i zasypała ich uwagami na temat postaci oraz wypunktowała co musieliby zmienić w scenariuszu jeżeli chcą ją zatrudnić. Panowie byli zaskoczeni przebiegiem spotkania, bo aktorka miała się wcielić w postać… Phyllis, kobiety z którą przespał się główny bohater. Meryl błędnie poinformowano, że stara się o rolę żony. Aktorka jednak zaimponowała tym, jak bardzo wnikliwie wgryzła się w postać.
Tak przynajmniej przedstawiała to spotkanie Meryl, bo reżyser wspominał po latach, że było to jedno z najgorszych spotkań w jego zawodowej karierze, aktorka mówiła niewiele, głównie słuchała, zachowywała się uprzejmie, ale nie sprawiała wrażenie obecnej. Gdy wyszła z pomieszczenia, oniemiały Jaffe zapytał: „jak ona miała na imię? Merle?”. To dzięki Hoffmanowi została zatrudniona, bo natychmiast oznajmił towarzyszom, że to była ich Joanna. Dustin w odróżnieniu od kolegów wiedział o tragicznej historii aktorki. Dostrzegł od razu w jej zachowaniu, że jeszcze się nie otrząsnęła po śmierci partnera, co miało miejsce zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Uważał, że występ młodej aktorki tylko na tym zyska, ponieważ będzie mogła czerpać emocje z wciąż świeżego bolesnego doświadczenia.
Dustin Hoffman, absolwent szkoły aktorskiej Lee Strasberga, był wielkim entuzjastą wykładanej tam metody Stanisławskiego. Gdy tylko pojawił się na planie filmowym od razu oznajmił, że jego postać nie mieszkałaby w takim mieszkaniu i szybko zarządził przemeblowanie. Wbrew zwyczajowym praktykom film został nakręcony w chronologicznej kolejności. Zdecydowano się na to ze względu na siedmioletniego aktora wcielającego się w syna Kramerów, którego na bieżąco zaznajamiano z historią, opowiadając mu każdego dnia co się wydarzy. Tym sposobem miał przeżywać wydarzenia, a nie je odgrywać. Wszystkie wskazówki przekazywał mu Dustin, co miało zacieśnić jego relację z filmowym synem. Hoffman posuwał się jednak o wiele dalej w próbach wyciśnięcia z małego aktora czegoś „prawdziwego”. Przygotowując go do jednej sceny podpowiedział małemu koledze żeby wyobraził sobie jakby się czuł, gdyby stracił swojego psa. W innej sekwencji mały chłopiec miał leżeć zakrwawiony na bruku i płakać. Wszyscy na planie uwielbiali małego chłopca i zachowywali się w stosunku do niego przyjacielsko. Dustin wykorzystał to, przykucnął przy chłopcu i wytłumaczył mu, że wkrótce zakończą realizację filmu i najprawdopodobniej już nigdy więcej nie zobaczy żadnego ze swoich dorosłych kolegów. Nawet wskazał jednego z nich palcem, zapytał chłopca, czy go lubi i zdecydowanym tonem oznajmił, że na pewno więcej się nie spotkają. Dziecko rozpłakało się i było rozemocjonowane długo po zakończeniu kręcenia sceny.
To jednak nic w porównaniu do pokręconych emocjonalnych gierek, a nawet fizycznej przemocy, jakie stosował wobec Meryl. Drugiego dnia produkcji, podczas kręcenia tej sceny: Klik postanowił pomóc młodej aktorce w odegraniu rozpaczy i… spoliczkował ją, ku zaskoczeniu aktorki i całej ekipy. Meryl, już wtedy pewna swego warsztatu, bo mająca doświadczenie w teatrze, nie potrzebowała takiego „wsparcia”, ale nie zdecydowała się na robienie z tego afery i odegrała scenę. Dustin jednak dopiero się rozkręcał. Podczas kręcenia finału sceny, gdy Joanna stoi już w windzie i oznajmia mężowi, że już go nie kocha, kamera była skierowana na aktorkę, a Dustin zapewniał dialog spoza kadru. Postanowił więc znowu „pomóc” koleżance i przypomnieć o zmarłym ukochanym. Prowokował i znęcał się psychicznie nad Meryl, rzucając uwagi na temat choroby Johna oraz jego śmierci. Aktorka zrobiła się blada jak ściana. Później już była tylko wściekła.
Innego dnia ostrzegł operatora, że pod koniec ujęcia zamierza rozbić o ścianę kieliszek z białym winem. Tak zrobił. Meryl podskoczyła na krześle autentycznie przestraszona, bo nie spodziewała się tego, że za chwilę będzie musiała wytrzepywać kawałki szkła ze swoich włosów. Gail Strickland, obsadzona w roli sąsiadki Teda, po kilku dniach kręcenia scen z Dustinem była tak roztrzęsiona ich intensywnością, że zaczęła się nerwowo zacinać. Gdy okazało się, że w związku z tym większość jej dialogów nie będzie można użyć w filmie, została zastąpiona przez Jane Alexander, z którą aktor występował w filmie „Wszyscy ludzie prezydenta”.
Pod koniec realizacji wszyscy mieli już naprawdę dość Dustina i jego pomysłów. Meryl postanowiła na swój sposób pokazać mu jego miejsce i udowodnić bezsensowność fanatycznego przestrzegania metody Stanisławskiego. Miało to miejsce podczas realizacji emocjonalnej sceny w sądzie, gdy Joanna tłumaczy dlaczego powinna zajmować się synem: Klik
Benton zaczął od kręcenia sceny z planu ogólnego, więc przypomniał tylko Meryl żeby zachowała energię na zbliżenia, które zamierza zrobić w następnej kolejności. Aktorka jednak nie tylko dała z siebie 100% w planie ogólnym, ale zagrała równie intensywnie nawet później, gdy musiała jedynie zapewnić dialog z offu w zbliżeniach na postać graną przez Hoffmana. Była to czytelna deklaracja, że nie potrzebuje być policzkowana, torturowana emocjonalnie i zaskakiwana, bo potrafi zawsze zapewnić podobną jakość aktorstwa przy każdym podejściu.
Co nie znaczy, że partner z planu dał się przekonać i zaprzestał swoich gierek. Następna sekwencja kręcona w sądzie pokazywała Joannę odpierającą ataki bezwzględnego adwokata zatrudnionego przez Teda. Dustin wiedział, że Meryl musi „implodować” przez kamerą, w czym oczywiście zamierzał jej pomóc. Podszedł do aktorki i zaczął szeptem powtarzać imię Johna, a następnie celując palcem w kierunku jej twarzy zapytał: „czy okazałaś się być rozczarowaniem w najważniejszym związku swojego życia?”, co było dialogiem z filmu. Oczy aktorki momentalnie się załzawiły, usta ścisnęły. Dustin ją poinstruował, że gdy usłyszy ten dialog z ust adwokata, ma się spojrzeć na postać Teda. Tak zrobiła, aktor wcielający się w adwokata powtórzył przed kamerą pytanie zadane chwilę wcześniej przez Hoffmana, Meryl spojrzała na Dustina, a ten pokiwał przecząco głową, jakby chciał powiedzieć: „nie, nie byłaś”. Ten gest nie był przeznaczony dla kamery, to był Dustin przesyłający informację Meryl, ale wychwycił to reżyser, spodobało mu się, kazał to aktorom powtórzyć i wykorzystał w filmie.
Film w pierwszy weekend zarobił ponad 5 milionów dolarów, a w sumie zebrał na amerykańskim rynku ponad 100 milionów, co było oszałamiającym sukcesem jak na rodzinny dramat sądowy. „Sprawa Kramerów” zdołała pobić finansowo pełnometrażowego „Star Treka” oraz „Aliena” Ridley’a Scotta. W parze z sukcesem finansowym podążył też artystyczny, bo film zebrał dziewięć nominacji do Oskara, zgarniając ostatecznie komplet statuetek w najważniejszych kategoriach za scenariusz, reżyserię, najlepszy film oraz dla Dustina Hoffmana i udręczonej Meryl Streep. Aktorka odbierając nagrodę podziękowała reżyserowi i Hoffmanowi,
zaznaczając, że to właśnie im zawdzięcza to trofeum. Czy było warto? Czy
bez presji emocjonalnej wywieranej przez kolegę z planu i tak dostałaby
pierwszego Oskara w karierze? Rekordowy komplet nominacji na koncie
sugeruje, że tak. O rok wcześniejsza nominacja pozwala przypuszczać, że
kolejną aktorka zapewne i tak zgarnęłaby. Czy jednak bez Dustina
odegrałaby to tak dobrze, żeby zachwycić wystarczająco dużo członków
Akademii? Obawiam się, że nie sposób odpowiedzieć na to pytanie.
Źródło:
Artykuł w Vanity Fair (kwiecień 2016).
0 komentarzy:
Prześlij komentarz