piątek, 9 września 2016

Don't Breathe (Nie oddychaj) - Recenzja


„Żaden z was nie rozumie. To nie ja jestem zamknięty tutaj z wami, to wy jesteście zamknięci tutaj ze mną!”, wykrzyczał Rorschach w pamiętnej scenie „Strażników”. Jest to myśl, którą bohater grany przez Stephena Langa mógłby powtarzać w „Nie oddychaj” jak mantrę.

Trójka młodych złodziejaszków włamuje się do domu położonego w opuszczonej dzielnicy. Spodziewają się znaleźć tam dużo pieniędzy, które właściciel posiadłości dostał od rodziców dziewczyny, która potrąciła - i w efekcie zabiła – jego córkę. Włamywacze podchodzą do mężczyzny z respektem, bo to weteran wojenny, ale z wyjątkiem jego psa, agresywne rottweilera, nie spodziewają się większych kłopotów - mężczyzna stracił wzrok, gdy służył w armii. Zwierzak dostaje mięso naszpikowane środkiem nasennym, gospodarz zostaje potraktowany gazem usypiającym i rozpoczyna się bezkarne myszkowanie po domostwie. Niedługo, bo mężczyzn się budzi i natychmiast zabija jednego z włamywaczy. Pozostali bohaterowie – chłopak i dziewczyna - próbują ukryć swoją obecność przed śmiertelnie niebezpiecznym niewidomym, ale ten oczywiście wkrótce odkrywa, że nie jest sam i rozpoczyna się pełna emocji zabawa w kotka i myszkę. Oczywiście i rottweiler nie spędzi całego filmu brzuchem do góry…

Nie oddychaj” to czyste kino survivalowe. Wszystko co żyje i oddycha musi tutaj swoje wycierpieć zanim dociągnie do napisów końcowych. Jeśli dociągnie. Reżyser, Fede Alvarez, ma całkiem niezłe doświadczenie w udręczaniu filmowych postaci, bo to jego chory umysł odpowiada za szalenie krwawy i brutalny remake „Martwego zła”. Tym razem wprawdzie nie ma już takiej rzezi na ekranie, ale osoby nadwrażliwe i tak będą wielokrotnie odwracać wzrok. Alvarez nie musi jednak nadmiernie szokować, żeby przykuć uwagę odbiorcy. Urugwajczyk sprawnie buduje napięcie, bawiąc się oczekiwaniami i emocjami widza, wielokrotnie podcinając bohaterom skrzydła, gdy ratunek jest już na wyciągnięcie ręki. W zanadrzu ma również kilka niespodzianek fabularnych i motywów dających po głowie.

Jane Levy i Dylan Minnette (znany z „Gęsiej skórki”) przekonująco odgrywają role udręczonych ofiar starszego pana, ale ten film należy przede wszystkim do fantastycznego Stephena Langa, który ciasne pomieszczenia domostwa przemierza niczym skrzyżowanie Terminatora z Ponurym Żniwiarzem. Ciosy zadaje jak nabuzowany dres, wyrzeźbiony jest niczym skała, mięśnie stale napięte, sylwetka nienaganna - posągowy, opanowany, bezlitosny koszmar na dwóch nogach. Gdyby nie jego ślepota to film zakończyłby się po dwóch minutach.

„Nie oddychaj” to kino proste, klarowne, bez zbędnego biadolenia, osadzone w konkretnym gatunku i wyciskające z niego wszystkie soki, wprawdzie mało przy tym odkrywcze, ale trzymające w napięciu, bez rażących idiotyzmów, dobrze zrealizowane i w sumie dość wciągające.

1 komentarz:

  1. Hmmm... Dziewczyna zaproponowała by na to pójść i w sumie po tej recenzji może nawet się wybierzemy :D

    OdpowiedzUsuń