środa, 16 maja 2018

Under The Silver Lake (Tajemnice Silver Lake) - recenzja


Chłopak (Andrew Garfield) spotyka dziewczynę (Riley Keough). Spędzają razem kilka godzin. Dziewczyna następnego dnia znika. Zaskoczony, ale też totalnie zauroczony, główny bohater rozpoczyna poszukiwania pięknej dziewczyny. Jego kilkudniowe śledztwo zabierze go w różne dziwne zakamarki Los Angeles, skrzyżuje z różnymi specyficznymi indywiduami oraz skieruje na niejedną hipsterską imprezę napędzaną alkoholem i kwasem.

Nowy film Davida Roberta Mitchella („It follows”) to opowieść noir skąpana w promieniach kalifornijskiego słońca, wypełniona kobietami fatalnymi, paranoikami, oszołomami, a pośrodku tego on, Sam. Nieco naiwny, nieco zakręcony, bumelant, ale też z determinacją dążący do wyznaczonego celu, czasem nie dowierza w to co widzi, a często zaskakująco łatwo akceptuje absurdalność rzeczy z którymi przyszło mu się mierzyć. „Under The Silver Lake” to kino surrealistyczne, nie jest to jednak obłęd na pełnych obrotach, Mitchell przemyca elementy oderwane od rzeczywistości dość niepozornie, ale konsekwentnie. Szybko trzeba zaakceptować, że nie jest historia, która będzie miało dużo sensu podczas pierwszego seansu. Należy porzucić potrzebę logicznych rozwiązań fabularnych, poddać się rytmowi historii i zaufać twórcy, że pod koniec zaoferuje jakieś rozwiązanie, które nie pozostawi odbiorcę z jeszcze większą ilością pytań. Nie pozostawia, ale normalnego rozwiązania tajemniczego zaginięcia dziewczyny oraz dziwacznych zdarzeń pobocznych nie należy się spodziewać w finale filmu.

„Under The Silver Lake” cieszy oczy zdjęciami, historia jest nieco zbyt rozciągnięta (140 minut) przez liczne wątki poboczne, ale w kolejne sceny wchodzi się z zaciekawieniem tym, co z nich wyniknie. Andrew Garfield świetnie się odnajduje w tym nieco wariackim świecie, zgrabnie sprzedając pewną niezgrabność bohatera jako element uroku osobistego, a nie denerwującą pierdołowatość. W scenariuszu pojawiają się absurdalne teorie spiskowe oraz rozwiązania fabularne, ale Mitchell wychodzi z tego obronną ręką, sprzedając je bez zadęcia, subtelnie puszczając do widza oko, dając do zrozumienia, że tylko robi sobie jaja i nie należy traktować tej historii zbyt poważnie.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz