sobota, 3 września 2022

This is going to hurt (Będzie bolało) - recenzja

 


„Będzie bolało” („This is going to hurt”) to serial ponury jak listopad w moim mieście. Jednocześnie potrafi być zabawny niczym srogi, bezlitosny, smoliście czarny, humor. Jeżeli sarkazm, ironia i cynizm znajdują się w waszym repertuarze dopuszczalnych reakcji na tragedię, niedolę i cierpienie, no to mam dobrą wiadomość, „Będzie bolało” może stać się jednym z waszych ulubionych tegorocznych seriali. 

Serial oparty jest na książce napisanej przez brytyjskiego komika, Adama Kaya, który przez wiele lat pracował jako lekarz stażysta na oddziale położniczo-ginekologicznym. Praca w publicznej służbie zdrowia wyniszczyła Adama psychicznie, fizycznie i towarzysko, negatywnie wpływając na jego życie osobiste, ostatecznie doprowadzając do podjęcia decyzji o porzuceniu zawodu. Oglądając „Będzie bolało” ciężko mu się dziwić. Wszyscy bohaterowie serialu, zwłaszcza para głównych postaci, Adam (Ben Whishaw) i Shruti (Ambika Mod), młodzi stażyści, na różnych etapach kariery i edukacji zawodowej, egzystują w stanie permanentnego zmęczenia i wynikającej z tego irytacji. Adama poznajemy, gdy budzi się w swoim zdezelowanym samochodzie zaparkowanym przed szpitalem. Po kilkunastogodzinnej zmianie był tak zmęczony, że zasnął, gdy tylko usiadł za kierownicą nieodpalonego samochodu, którym miał wrócić do domu. Nie pozostaje mu więc nic innego, jak tylko wrócić do pracy, bo jego zmiana już się zaczęła. Zanim zdąży się napić kawy to trafi przed szpitalem na emigrantkę w ciąży, której z pochwy „wystaje” już kończyna dziecka. Witamy w świecie Kaya. 

„Będzie bolało” bywa przedramatyzowane, efekciarskie i dosadne w prezentowaniu szpitalnych realiów, nigdy nie uciekające od widoków nieprzyjemnych dla oka, ale przez to pięknie kreśli całą paletę sprzecznych emocji i doświadczeń wiążących się z tym zawodem. Mamy więc sufity dosłownie sypiące się ludziom na głowy w niedofinansowanych publicznych szpitalach, zobojętniałych, półprzytomnych lekarzy, patrzących na pacjentów jak na utrapienie, które najchętniej podrzuciliby komuś innemu, ale też nadludzkie akty dokonywane przez nich podczas kryzysowych sytuacji i chwilowe euforie, gdy zdołało się ocalić ludzkie życie, albo dwa. Ogromna dawka realizmu, często ponurego i nieprzyjemnego, połączona ze sprawnie dozowaną dramaturgią, humorem i emocjami, sprawiają, że nie można się od serialu oderwać. 

Jest tu dużo emocjonalnej prawdy, spore pokłady zawstydzenia i winy odczuwanej przez młodych lekarzy, że ktoś ucierpiał, bo czegoś nie dopilnowali, dokonali zbyt pochopnej oceny, albo poczuli się zbyt pewnymi siebie. Twórcy mają dla nich dużo empatii, ale nie próbują z nich uczynić sympatycznych postaci, łatwo zaskarbiających serca widowni, wbrew przeciwnie, można przejść przez cały serial i nie polubić większości z nich, a jednak odczuwać ogromny szacunek dla ich wiedzy oraz współczując im tego, jak wiele stresu i wyrzeczeń wymaga ich praca. 

Napisane jest to świetnie, błyskotliwie, szczerze, okazyjnie łamiąc czwartą ścianę albo serce („Przepraszam, próbowałam.”). W głównej roli doskonały Ben Whishaw, bystry, zabawny, charyzmatyczny, ale też oślizgły, ospały, antypatyczny. Generalnie to nie wiem, co tu jeszcze robicie, idźcie lepiej obejrzeć „Będzie bolało”, zamiast siedzieć w internecie, bo to jeden z najlepszych seriali w tym roku.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz