Przyjemna niespodzianka. "The Dressmaker" zapewne ominie szerokim łukiem polskie kina i jakoś w drugiej połowie przyszłego roku trafi bezpośrednio na półki z płytami DVD. Szkoda, bo to bardzo fajne, choć niepozorne, australijskie kino z fantastyczną obsadą. W głównej roli występuje zjawiskowa Kate Winslet, która pewnie od lat nie miała tak dobrej zabawy występując w filmie. Jako Tilly mogła zaprezentować pełne spektrum swoich aktorskich talentów. Gdy trzeba, epatuje oszałamiającym seksapilem, a jeżeli nie próbuje akurat niczego udowodnić otoczeniu, wtedy porzuca kosmopolityczny blichtr i staje się prostą czterdziestolatką z sąsiedztwa. Bywa melodramatyczna, zadziorna, delikatna, agresywna, czasem zabawna, albo zraniona, innym razem rozpalona rządzą zemsty. Fani Kate będą zachwyceni.
Niemniej dobrze bawili się partnerujący jej Judy Davis oraz Hugo Weaving. Ona, jako zrzędliwa, zaniedbana, schorowana matka głównej bohaterki. On, jako miejscowy policjant, uwielbiający przebierać się w damskie ciuszki. Na dalszym planie lśnią jeszcze - mniej znane - Alison Whyte oraz Sarah Snook, robiąca za brzydkie kaczątko, które przechodzi metamorfozę w ślicznego rudego łabędzia (o paskudnym charakterze). A, no i jest jeszcze Liam Hemsworth w roli faceta bez koszulki. On nie przechodzi żadnej metamorfozy, za to widzimy go w różnych stadiach negliżu.
Ciekawa sprawa z tym filmem, bo to pierwszy od 18 lat projekt zrealizowany przez Jocelyn Moorhouse ("Skrawki życia", "Tysiąc akrów") i chociaż od jej debiutanckiego "Dowodu" minęło prawie 25 lat, to "The Dressmaker" sprawia wrażenie filmu nakręconego przez niepokorną młodą reżyserkę. Gdybym miał oceniać na podstawie finalnego efektu, to Jocelyn musiała być na planie wulkanem pozytywnej energii, źródłem orzeźwiającego entuzjazmu i zapału do pracy, a przy tym pozostawać totalnie głucha na pouczenia innych, że "tak się nie robi". Bo przecież nie robi się tak niespójnych stylistycznie filmów, które operują jednocześnie melodramatem, są opowieścią o dziecięcej traumie i zagadką tajemniczego morderstwa z przeszłości, a przy tym bawią się elementami groteski, komedii, nostalgii, westernu, kina zemsty, a nawet lekkiego realizmu magicznego. Nie przystaje to wszystko do siebie, ale jednocześnie fascynuje, bo ciężko przewidzieć w jakim kierunku podąży dalej historia. Może więc i niezbyt zgrabnie połączono ze sobą odmienne gatunki filmowe, ale za to nie sposób się nudzić, gdy spożywamy ten szalony stylistyczny koktajl.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz