sobota, 28 października 2017

The Death of Stalin - recenzja


Beka ze zbrodniarzy. Pierwszy od czasu „In the Loop” film wyreżyserowany przez Armando Iannucciego (Ojciec Prowadzący seriali „The Thick of It” oraz „Veep”) opowiada o krótkim okresie poprzedzającym śmierć Stalina oraz zaciekłej walce o władzę, jaka nastąpiła po zgonie lidera. „The Death of Stalin” to rasowa satyra polityczna, wyśmiewająca czasu stalinizmu, wąsacza i wpływowych działaczy partyjnych, którym udało się przeżyć urządzane przez niego czystki. Iannucci pławi się w mnożeniu scen pokazujących paranoję ówczesnych realiów, donosicielstwo, ciągłą obawę o życie oraz jego kruchość w niepewnym politycznie klimacie, który zmieniał się jak w kalejdoskopie. Czarna komedia podskakuje pod ramię z absurdem, ponadczasowa satyra polityczna kłania się cierpkiemu komentarzowi na temat osób sprawujących władzę, przezabawne sceny gryzą się ze świadomością tego, jakich zbrodni dokonywali bohaterowie filmu.

No właśnie, miałem poważny problem moralny z rozgryzieniem tego, jak powinienem podejść do tej historii. Brytyjscy widzowie na sali rżeli ze śmiechu, gdy oglądali trupy turlające się ze schodów w siedzibie Berii, czystki dokonywane przez Państwo, mordowanie niewygodnych świadków i szaraków rozglądających się nerwowo po pokoju, gdy pozwolili sobie na zbyt żartobliwy komentarz polityczny. Mnie natomiast uwierała świadomość, że wszystkie te sceny bazowały na podobnych historiach z przeszłości i stało za nimi ludzkie cierpienie, jakoś nie było mi do śmiechu z tego powodu. Niewątpliwie nie jest to przypadkowe, bo Iannucci zapewne liczył na taką reakcję wśród części widowni i nie można powiedzieć, żeby wykazywał się w filmie brakiem wyczucia dobrego smaku. Ofiarami jego farsy są przede wszystkim zbrodniarze, scenom zadawanego przez nich terroru wielokrotnie jednak nadaje komediowy posmak, uderzający w podobne tony (jest to specyficzny humor, bardzo brytyjski) co reszta filmu, pozostawiając odbiorcę zagubionego w próbie rozwikłania, czy powinien być zniesmaczony, czy też może rozbawiony, ale w taki dziwny sposób, bo skażonym uczuciem zakłopotania.

Jak zwykle u Iannucciego dialogi opierają się na błyskotliwych spostrzeżeniach, ciętych ripostach i soczystych bluzgach, które aktorzy wypowiadają z niemałą satysfakcją. Obsada jest zresztą doskonała, międzynarodowi aktorzy świetnie odnajdują się w stalinowskich realiach, iskrzy pomiędzy nimi, jest chemia i dostrzegalna przyjemność z uczestnictwa w tym projekcie. Ich postacie knują, szkalują, podlizują się i terroryzują, a aktorzy zawsze trafiają w odpowiednie emocje i przykuwają uwagę widza. I nikt tutaj nie próbuje udawać ruska, wszyscy zachowują swoje naturalne akcenty, co często jeszcze bardziej wzmaga efekt komediowy, szczególnie w przypadku siarczystych przekleństw rzucanych przez Jasona Isaacsa.

„The Death of Stalin” chyba nie będzie miał łatwo z podbiciem serc miłośników współczesnych amerykańskich komedii. Jest to humor oparty na absurdzie, satyrze i przesadzie, ale też subtelnie rozstawionych puentach, wywoływaniu w widzu skrajnych emocji i pobudzający do refleksji nad tym, co się ogląda. Historia jest interesująca, ale rozegrana niespiesznie (warto jednak dodać, że wydarzenia, które autentycznie rozgrywały się przez kilka miesięcy, skondensowano w filmie do krótkiego okresu), reżyser często zwalnia, nie pędzi do kolejnego żartu, cierpliwie rozstawia pionki na szachownicy, żeby później z zaciekawieniem (i rozbawieniem) obserwować, jak wzajemnie próbują się z niej strącać.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz