niedziela, 7 stycznia 2018

Jim & Andy: The Great Beyond - recenzja


Jeżeli jesteście zafascynowani opowieściami o aktorach odstawiającymi cyrk na planach filmowych, bo weszli zbyt głęboko w rolę – to jest dokument dla Was. No wiecie, o wyznawcach metody Stanisławskiego, którzy nie wcielają się w graną postać, oni STAJĄ się postacią. W niektórych przypadkach ma to sens (Daniel Day-Lewis), w niektórych ociera się o pocieszną głupotę (Jared Leto), a gdzieś pośrodku jest Jim Carrey i jego występ w „Człowieku z księżyca”. O tym, co aktor wyczyniał na planie filmu od lat krążyły plotki i legendy, teraz mamy okazję przekonać się o tym na własne oczy, bo wszystko było rejestrowane na kamerze przez byłą dziewczynę Kaufmana. Studio kategorycznie zabroniło wtedy pokazywania publicznie tego materiału z obawy, że Carrey zostanie odebrany jako dupek i straci sympatię widowni. Nagrania leżały więc sobie w jego sejfie przez te wszystkie lata i dopiero teraz dogadał się z ludźmi z Netfliksa, gdzie zdecydował się pokazać dokument Chrisa Smitha, który uporządkował zebrany materiał. Sympatii widowni raczej nie straci, ale po zobaczeniu tego dokumentu rzeczywiście wychodzi trochę na dupka i to egocentrycznego.


„Jim & Andy: The Great Beyond” to fascynująca opowieść o zatraceniu się w roli, ale też o tym, jak dokonuje się tego kosztem innych, korzystając przy tym z własnego statusu gwiazdy. Interesujące było obserwowanie kolejnych odlotów Carreya, który pozostawał przez cały czas realizacji filmu w roli Kaufmana albo przeskakiwał na tryb Kaufmana wcielającego się w Tony’ego Cliftona. To pierwsze było nieco mniej uciążliwe dla postronnych, bo zwracając się do niego musieli po prostu korzystać z imienia głównego bohatera i ignorować różne dziwaczne zachowania, ale to drugie wykańczało psychicznie wszystkich na planie, bo Clifton to była wredna, hałaśliwa szuja, za którą zawsze podążał chaos. Najciekawsze w tym wszystkim było obserwowanie reakcji otoczenia na wyczyny Carreya. Ludzie z ekipy technicznej schodzili mu z drogi, albo wpadali w popłoch, jak „przełączał” się na Cliftona. Danny DeVito patrzył na to z lekkim niedowierzaniem, ewidentnie gryząc się w język, żeby nie skomentować tego w odpowiedni sposób. Paul Giamatti próbował zachowywać się jak profesjonalista, który ignoruje cały rozpierdziel jaki ma miejsce wokół niego (ewidentnie omijał go też sam Carrey, możliwe więc, że stało za tym coś więcej, czego nie uchwycono na kamerze). Biednego Milosa Formana było mi natomiast chwilami żal, bo to chyba wtedy mógł pierwszy raz pomyśleć, że nie ma już w sobie mocy na robienie filmów i obcowanie z takimi wariatami. Jedną z rzeczy, które szczególnie zapadły mi w pamięci, był moment, gdy z lekkim zagubieniem w oczach próbował komunikować się z hollywoodzkim gwiazdorem („Tony, czy możesz przekazać Jimowi, żeby do mnie zadzwonił w weekend?”). Z drugiej strony, gdy aktor sprawdza go w pewnym momencie i podpytuje ostrożnie, czy chciałby żeby zmienił swoje podejście do roli i częściej pozostawał sobą, zostaje zapewniony, że ma pełne poparcie z jego strony. Widocznie Czech doszedł do wniosku, że jakkolwiek zachowanie komika było męczące i często irytujące to jednak końcowy efekt na ekranie powinien to wynagrodzić.

Nie zgodziłby się z tym zapewne Jerry Lawler. Lawler jest zapaśnikiem, który w latach 80. współpracował z Kaufmanem, kilkukrotnie aranżując publicznie starcia z Andym (na ringu i w programie Davida Lettermana). Jerry zagrał w filmie samego siebie i stał się tym samym ofiarą Carreya, który jako Kaufman uważał, że musi go stale obrażać, znieważać jego rodzinę i rzucać w niego przedmiotami. Zdezorientowany Lawler mówi w pewnym momencie, że to nie ma najmniejszego sensu, przecież prawdziwy Kaufman był jego dobrym przyjacielem, nigdy nie byli dla siebie podli poza ringiem, a wszystkie ich sprzeczki były starannie zaaranżowane. I chyba w tym tkwi cały problem z metodą obrana przez aktora. Wprawdzie efekciarska i wymagająca dużego zaangażowania to jednak oparta na tym, co aktor sam sobie wymyślił na pewnym etapie, że będzie stanowiło o esencji granej przez niego postaci, a niekoniecznie oferowało to jakąś prawdę o nim. Z jednej strony podziwiam takie wczucie się w rolę i niejako zepchnięcie na dalszy plan własnej osobowości, a z drugiej strony mam często wrażenie, że jest to zwykłe popisywanie się i to nierzadko kosztem innych osób. Co ciekawe, najczęściej słyszy się jedynie o męskich aktorach „poświęcających” się w taki sposób dla roli, kobiety jakoś nie potrzebują przez cały okres zdjęciowy jeździć na wózkach inwalidzkich, korzystać z zaślepiających soczewek i nocować miesiącami w buszu żeby wcielać się w swoje bohaterki. Fenomen dotyczący jedynie mężczyzn, czy raczej bzdurna fanaberia i aktorski odpowiednik prężenia muskułów oraz porównywania z kolegami swoich osiągnięć?


Dokument ledwie się prześlizguje po tej kwestii, i to niejako przypadkiem, bo pytania rodzą pewne zachowania oraz kwestie rzucane przez kolegów i koleżanki z planu, a nie przez samego Carreya, który materiał sprzed lat traktuje jako punkt wyjściowy do snucia filozoficznych pytań na temat ludzkiej natury, osobowości i artyzmu. Chris Smith obudowuje to wszystko laurką dla aktora, opowiadając o jego sukcesach i drodze na szczyt, przemilczając przy tym jego niepowodzenia oraz dość chłodne przyjęcie samego „Człowieka z księżyca”. Zapewne nie pasowałoby to do natchnionego tonu w jaki wpada chwilami aktor (oczywiście z brodą, bo jak bawić się w snucie górnolotnych przemyśleń to tylko w stylówie mistrza Jedi) przed kamerą.

„Jim & Andy: The Great Beyond” jest dokumentem, który warto zobaczyć, nawet nie znając „Człowieka z księżyca”, bo uchwycono w nim wiele ciekawych rzeczy. Przede wszystkim sam proces realizacji filmu, a także to, co się działo wokół niego, a co często było bardziej interesujące od samego „Człowieka z księżyca”. Jest to świadectwo talentu Carreya, ale również materiał do zastanowienia się, czy został on dobrze ukierunkowany. To także kolekcja kapitalnych anegdotycznych scenek, które wydarzyły się przy okazji (moim faworytem jest wizyta Cliftona na imprezie w domu Hugh Hefnera) i wgląd w codzienne życie na planie filmowym. Interesujący materiał dla każdego zainteresowanego procesem powstawania filmów.

0 komentarzy:

Prześlij komentarz