Zupełnie nie jestem zaskoczony, że film zbiera rewelacyjne oceny od krytyków, a baty od przeciętnych widzów, którzy wybrali się do kina żeby pokrzyczeć trochę w fotelu, pochichotać nerwowo i szybko zapomnieć o całym doświadczeniu. Nieoczywiste horrory już tak mają, że dostaje im się od widowni kinowej w chwili premiery, a „Hereditary” brak oczywistości ma wpisaną w swój kod genetyczny. Przez większość filmu sztafaż kina grozy jest zresztą zepchnięty na drugi plan, ustępując historii o rodzinnej tragedii, żałobie, traumach, toksycznych relacjach i psychologicznych balastach, które przechodzą na kolejne pokolenia.
Nie wiedziałem przed seansem, czego mam się spodziewać po tym filmie, oprócz tego, że powinien mnie solidnie przerazić. I to jest jego wielka zaleta, że niewiele zdradzono w kampanii promocyjnej (jak zwykle nieco mylącej, co jest częstą bolączką takich nietypowych horrorów, ale no cóż, budżet się sam nie zwróci), fabuła jest więc nieprzewidywalna, szalona, a chwilami szokująca. Motyw związany z otwartym oknem w samochodzie, a także dalsze tego reperkusje, dał mi bardzo po głowie, najpierw wypuściłem z siebie powietrze z lekkim niedowierzaniem, a później już tylko obserwowałem z zaciekawieniem, co wydarzy się dalej i jak zachowają się bohaterowie filmu. Zachowują się zaskakująco, ale nie ma w tym fałszu, bo jest w tym jakaś prawda o ludzkiej psychice. Ari Aster jest bardziej zainteresowany niuansami psychologicznymi, jak tanim straszeniem widza, więc w takich momentach rozkręca się najbardziej i ogląda się to z fascynacją.
„Hereditary” został okrzyknięty jednym z najstraszniejszych horrorów, co jest nieprawdziwe i krzywdzące dla filmu, bo Aster skupiał się na innych wartościach, elementy klasycznej grozy niejako doklejając do historii o czymś innym. Gdy już jednak straszy, robi to z przytupem, dosadnie i bez ściemy, podśmiechujek i mrugania do widza. Przez większość filmu są to nieczęste momenty, ale tym mocniej wybrzmiewające, nastrój grozy unosi się jednak nad opowieścią od pierwszych scen. Często wynika to jednak ze specyficznego, nieco dziwacznego klimatu, który wtłacza obłęd i niepokój do pozornie normalnych wydarzeń. Z Astera jest przy tym kawał skubańca, który element grozy i zagrożenia lubi ustawić tuż przed widzem, ale jednak zamaskować go na tyle sprytnie przy pomocy zabawy ze światłem (bardzo dobre zdjęcia Pawła Pogorzelskiego), że dostrzegamy to z lekkim poślizgiem (klnąc w myślach), niepoinformowani o tym w żaden sposób przez muzykę i pracę kamery. Niezłą robotę robią też nagłe przeskoki montażowe, które na naszych oczach zmieniają porę dnia, dodając filmowi kolejną warstwę delikatnego wariactwa.
Nie jest to film, który przeraża w sposób paraliżujący, ale gdy już Aster wskakuje na odpowiednie tory to nie sposób oderwać wzroku od ekranu, w który wpatrujemy się niczym zahipnotyzowani, nie chcąc uronić jakiegoś drobiazgu, ale też zainteresowani tym, co wydarzy się dalej. Jest to przy tym ten rodzaj horroru, który ma szansę zostawić piętno na umyśle odbiorcy i przypomnieć o sobie w najgorszym możliwym momencie, czyli gdy jesteśmy sami, nocą, we własnym domu. W tych chwilach, gdy powietrze jest naładowane jakąś dziwną energią, krzesło z przewieszoną koszulką zaczyna przybierać podejrzane kształty w mroku, a skrzypnięcie w starej podłodze jest pewnie tylko skrzypnięciem w starej podłodze, ale czy aby na pewno?
Jestem tym przeciętnym widzem, któremu powiedzieli "hej, damy ci wyśmienity horror, wydaj na nas pieniądze!". I wydałem. I żałuję.
OdpowiedzUsuńOglądałem "Hereditary" na nocy maratonów, puścili ten film jako pierwszy i jedyne co mogę o nim dobrego powiedzieć, to, to, że nie był to najgorszy film jaki miałem przyjemność (tfu!) ujrzeć tamtej nocy.
Horror to, to nie był. Nie oglądałem w życiu zbyt wielu (a odkąd zabrałem się za oglądanie - wszystkie naprawdę straszne zdały się zniknąć pod powierzchnią ziemi, więc chwilowo odpuściłem), ale po reklamach i ogólnym rozgłosie spodziewałem się czegoś innego, na pewno nie kilku godzin, które uznam za zmarnowane. Atmosfera grozy i niepokoju czasem zaglądała, owszem. Mniej więcej rozumiem o co twórcom chodziło, połatałem sobie historię. Niemniej - wciąż uważam ten film za kiepski, zakończenie zaś wywołało u mnie jedynie dzikie (ale tłumione, bo jednak staram się nie przeszkadzać innym) rżenie. Obraz stał się w pewnym momencie zbyt absurdalny, by choć próbować brać go na serio.