sobota, 27 października 2018

Daredevil - trzeci sezon


Od samego początku tak było i nic się nie zmieniło w tej kwestii - „Daredevil” jest najlepszym marvelowym serialem Netfliksa. A ten rok udowodnił to dobitnie. Mieliśmy rekordową ilość nowych sezonów, bo pierwszy raz się zdarzyło, że mieliśmy nowe odcinki seriali o wszystkich Defendersach w tym samym roku. Podczas jednak, gdy już ledwie sobie przypominam, o co chodziło w „Jessice Jones”, przez kilka tygodni walczyłem z chęcią porzucenia „Luke’a Cage’a” i pomimo licznych wad, dobrze się bawiłem z „Iron Fistem”, twórcy „Daredevila” dostarczyli coś, do czego ciężko jest się przyczepić. Serial, którego chce się oglądać seriami po kilka odcinków, który wciąga, ekscytuje, interesuje, a okazjonalnie nawet zachwyca. Oczywiście są to takie mikro-zachwyty, zazwyczaj związane ze stroną wizualną (jak na przykład skąpane w czerwonym świetle wnętrze kościoła, które jest rodem z filmów Dario Argento).

Jest w tym sezonie od groma kapitalnych momentów: długie ujęcie w więzieniu, starcie w mieszkaniu Bullseye’a, starcie w kościele z Bullseyem, ale gdybym miał wskazać tylko jedną scenę, byłby to atak Bullseye’a na redakcję gazety. Czyli jakby nie patrzeć, Bullseye był strzałem w dziesiątkę, zarówno pod kątem obsadowym, jak i pomysłu na umieszczenie go w serialu. Najciekawsze, że nigdy w zasadzie nie zostaje tak nazwany, ale zasuwanie przez cały czas na kodach (auto-aim: on) nie pozostawia wątpliwości na jakim komiksowym łotrze go wzorowano. Jest to kozacka postać, która sprawia odbiorcy masę radochy, bo w starciu z bliska napieprza ciosami jak króliczek Duracella, a gdy musi walczyć z dystansu to pewnie potrafiłby wyrządzić jakieś szkody nawet temperówką. Jest to wdzięczny materiał dla twórców serialu i korzystają z tego obficie, stawiając na ogromną dynamikę w kolejnych scenach starć z nim, dbając też jednocześnie o walory wizualne (zdjęcia w tym serialu, a zwłaszcza oświetlenie i kolorystyka, to czysta radość dla oczu), za każdym razem uzyskując czadowy efekt finalny.


Można by trochę marudzić na jakieś pomniejsze minusy, na okazjonalnie dziwne zachowania bohaterów, powolny rozruch pierwszych odcinków, ale nie trafiłem tutaj na nic, co sprawiłoby, że chciałbym sobie zrobić przerwę od serialu. Nawet te nieszczęsne trzynaście odcinków, czyli ogólna rozlazłość wielu seriali Netfliksa, i to nie tyko tych marvelowych, nie przeszkadzała mi w tym przypadku. Udany był nawet obowiązkowy odcinek retrospektywny z drugiej połowy sezonu (jest to już praktycznie element schematu wedle którego budowane są kolejne sezony marvelowskich seriali), bo kupił mnie już samą wycieczką w mroźne amerykańskie zadupie, dobrze kojarzące mi się z wieloma udanymi filmami oraz serialami (no siema, „Fargo”). Z całą pewnością nie odczułem więc ulgi, gdy dotarłem do końca sezonu, bo jestem gotów na więcej Matta Murdocka. Ja chcę więcej Matta Murdocka. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec jego przygody z Netfliksem.

Załączam kadr po zobaczeniu którego pokiwałem głową z uznaniem. Nie jest tak plastyczny, jak wiele poprzedzających go scen skąpanych w mroku, albo tych zachwycającym światłem przebijającym się przez kolorowe kościelne witraże, czy też jakoś specjalnie efekciarski. Pokazuje jednak, że jest tutaj pomysł na niebanalne umiejscowienie postaci w kadrze, dorzucenie jakiegoś elementu, który pomimo prostoty samej sceny, czyni ją ciekawszą dla oka (siatka), a do tego przypomina, że osoba odpowiedzialna za kostiumy też wiedziała co robi, kontrastując „nudny” czarny strój Daredevila, kilkoma białymi elementami. Przyjemnie się na to patrzyło. Gdyby zrobić ten odcinek w czerni i bieli, ten moment byłby żywcem z komiksowego „Sin City”.

Frank Miller lubi to.

Kinofilia też.

I tak, dobrze wiem, że nie napisałem niczego o Wilsonie Fisku. Co tu mogłem jeszcze ciekawego dodać? Wilson Fisk jest zarąbisty. Koniec tematu.

1 komentarz:

  1. Ja się niestety nieco zawiodłem na trzecim sezonie. Fisk juz nie zachwyca, jest bardziej jednowymiarowy, niż w poprzednich seriach. Karen irytuje już do granic możliwości, a wskutek wszystkich jej super pomysłów giną ludzie. FBI jest wybitnie tępe, a siostra Maggie zupełnie pozbawiona charyzmy, i "dzięki" spoilerom jej postać nie jest zaskoczeniem. Sam Matt i sceny walki są nadal rewelacyjne. Historia jest zręcznie pomyślana, jednak 3 sezon kładą postaci drugoplanowe i wskazane również przez Ciebie rozwlekanie. Dla jasności to nadal dobry serial, ale liczyłem na więcej... i na Elektrę, przez którą Matt flirtuje z ciemną stroną mocy.

    OdpowiedzUsuń