Film opowiada historię pierwszej w historii kobiecej załogi startującej w prestiżowych, a przy tym niebezpiecznych i bardzo wymagających fizycznie, wielomiesięcznych regatach Whitbread Round the World Race. Początkowo narracja jest skupiona na pomysłodawczyni projektu, zbieraniu przez nią kobiecej ekipy oraz długich poszukiwaniach sponsorów, co nie było łatwe, bo panie wchodziły w męski świat i nikt nie traktował ich tam poważnie. Jest to interesujące, ale film pokazuje swój prawdziwy pazur dopiero, gdy rozpoczyna się już dokumentacja przebiegu samych regat i walki o pierwsze miejsce. Męski świat mógł patrzeć na żeglarki jak na pocieszną ciekawostkę i „litościwie” trzymać kciuki żeby dokończyły w jednym kawałku przynajmniej pierwszy etap, ale bohaterki miały naturę wojowniczek, do regat podeszły więc z ogniem w sercach i dały z siebie wszystko, celując w wygraną i utarcie nosa konkurencji. Wojna płci nie jest jednak wiodącą narracją w filmie. Wprost przeciwnie, motywacja żeglarek skupiała się raczej na udowodnieniu tego, że kobiety mogą wziąć udział w tych niełatwych regatach na równych prawach z mężczyznami i ukończyć wyścig. Uczestnictwo w głupim sporze o to, która płeć jest lepsza, nie pochłaniało ich energii.
„Maiden” to fascynujący, ale też cholernie emocjonujący, zapis walki człowieka z naturą, bo na suchym lądzie to męscy szowiniści i skostniałe poglądy mogły stanowić głównego przeciwnika, próbującego odebrać prawo do robienia tego, co się zamarzyło młodym żeglarkom, ale na otwartej wodzie musiały zmierzyć się z jeszcze gorszym wrogiem, nieugiętą siłą natury, która w każdej chwili była gotowa na odebranie im życia. Ocean nie wybacza błędów. I cholera, moment, gdy bohaterki dopływają w końcu do jednego z portów, pierwszy raz wygrywając etap regat, wbrew ekstremalnym warunkom pogodowym i protekcjonalnym uwagom konkurencji oraz komentatorów sportowych, no to był ten moment, gdy się autentycznie wzruszyłem. Osoby o wrażliwszych sercach uronią pewnie niejedną łzę. Jest to oczywiście oprawione muzyką nastawioną na wyciskanie tychże, ale nawet mając tego świadomość, niewiele można poradzić na to, że w połączeniu z rozczulającą radością wymalowaną na twarzach młodych bohaterek oraz świadomością tego, co musiały wcześniej wspólnie przeżyć dla tej chwili - scena trafia prosto w serducho.
Jest w tym filmie jeszcze kilka takich momentów autentycznie chwytających za serce (również tych gorzkich). Od strony formalnej „Maiden” nie oferuje wprawdzie niczego nadzwyczajnego: standardowe żonglowanie wypowiedziami gadających głów (współczesnych wspomnień osób zaangażowanych w opisywane wydarzenia) z archiwalnymi ujęciami (bohaterki nagrały sporo materiału dokumentującego ich życie na łodzi). Jest to jednak tak wciągające, angażujące emocjonalnie (jeżeli jeszcze nie znacie ich historii to będziecie mocno trzymać kciuki za końcowy wynik bohaterek) oraz interesujące, że w sumie do utrzymania uwagi odbiorcy nie potrzebuje niczego więcej jak tylko tej niesamowitej historii o kilkunastu kobietach skupionych na jednym celu. Pokochacie nawet jeżeli nie uważacie żeglarstwa za coś interesującego, bo to jest jeden z tych filmów, które pozwalają zrozumieć czyjąś pasję.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz