wtorek, 17 marca 2020

Epidemia - szalony wyścig do sal kinowych


W październiku roku 1992 magazyn The New Yorker opublikował artykuł zatytułowany „Crisis in the Hot Zone”. Jego autor, Richard Preston, opowiedział o nadludzkim wysiłku jakiego dwójka wojskowych wirusologów dokonała żeby zdławić epidemię wirusa Ebola. Zaraza została przeniesiona z afrykańskiego lasu deszczowego na teren wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych i była zdolna do przeskakiwania pomiędzy gatunkami, bo ludzie zarazili się od małp. Jeżeli kryzys nie zostałby wtedy zażegnany to miałby szansę rozprzestrzenić się po całym świecie i potencjalnie wykończyć ludzkość. Co ciekawe, wspomniana para wojskowych specjalistów (Nancy i Jerry Jaxx) była małżeństwem, a w okresie epidemii Nancy została awansowana na pułkownika, przewyższając tym samym rangą swojego małżonka, co czyniło ich historię tym ciekawszą z perspektywy reportera. Małżeństwo żyło w stanie ciągłej paranoi, bo najmniejsze rozerwanie ich kombinezonów ochronnych mogło zaowocować zarażeniem śmiertelną chorobą. Nancy przeżyła horror, gdy pewnego dnia doszło do przecieku w kombinezonie i jej rękawica wypełniła się krwią zarażoną wirusem Ebola, gdy akurat miała skaleczony palec. Wszystko to brzmiało jak gotowy scenariusz do filmu i oczywiście nie trzeba było długo czekać żeby ktoś z Hollywood zainteresował się tą sprawą.

W początkowych tygodniach roku 1993 Richard Preston odebrał telefon od Arnolda Kopelsona. Mężczyzna wyprodukował takie hity jak „Pluton”, „Ścigany” i „Upadek”. Kopelson zawsze dbał o to, żeby jego rozmówcy wiedzieli z jaką grubą szychą mają do czynienia (nigdy nie zapominał też wspomnieć o wygranym Oscarze za film „Pluton”), więc zaczął rozmowę od zadania podstawowego pytania: „czy wiesz kim jestem?”. Zanim Preston miał okazję rozsiąść się wygodnie w fotelu to usłyszał już, że Kopelson („nazywaj mnie Arnold”) ma się doskonale i chciałby kupić prawa do jego artykułu, bo zamierza nakręcić o tym ważny film, który dokona zmiany w społeczeństwie. Podkreślił jeszcze, że nigdy nie robi filmów o budżetach niższych, jak 50 milionów dolarów, a tak w ogóle to kontaktował się już z prawnikami i jest pewien, że może nakręcić film o tej historii nie posiadając zgody od Prestona. Witamy w Hollywood.


O czym Preston jeszcze nie wiedział - Kopelson od jakiegoś czasu już pracował nad scenariuszem opowiadającym o zdarzeniach opisanych w artykule. Ponieważ nikt nie może posiadać praw do tego rodzaju faktów, bo należą one do domeny publicznej, więc można swobodnie je wykorzystywać jeżeli tylko nie wspomina się przy tej okazji nazwisk prawdziwych ludzi. Jeżeli wykorzystuje się nazwiska autentycznych osób to oczywiście należy uzyskać od nich zgodę. Kopelson miał już gotową pierwszą wersję scenariusza, z której nie był jednak zadowolony, zgłosił się więc do Teda Tally’ego („Milczenie owiec”) o poprawienie materiału. Prestona zamierzał zatrudnić w roli konsultanta, ale historia miała być tylko luźno oparta na faktach, bo planował nadać wydarzeniom odpowiedniego dramatyzmu i rozmachu. Producent stwierdził, że artykuł był dołujący, bo opowiadał w zasadzie o 100 małpach, które skończyły martwe. Nie dość, że miałby później na głowie aktywistów od praw zwierząt to nie miałby do tego niczego wpisującego się w formułę hollywoodzkiego filmu. Praw do wykorzystania artykułu ostatecznie nie zdobył, bo został przelicytowany przez Lyndę Obst („The Fisher King”) reprezentującą 20th Century Fox.

Ku zdziwieniu Obst nie zatrzymało to Kopelsona (reprezentującego Warner Bros) przed dalszymi pracami nad filmem. Jak sam powiedział: „jestem z Brooklynu i nie lubię przegrywać”. I tym sposobem rozpoczął się wyścig z czasem pomiędzy dwoma projektami: „The Hot Zone”, produkowanym przez Obst, oraz „Pandorą”, nawiązującą tytułem do greckiego mitu, realizowaną przez Kopelsona. „Pandora” szybko została przemianowana na „Outbreak” (co później w Polsce pokazywano pod tytułem „Epidemia”). Lynda Obst zgłosiła się najpierw do Jamesa V. Harta („Hook”, „Drakula”) z zadaniem napisania scenariusza. Hart właśnie skończył pisanie scenariusza „Kontaktu”, co zajęło mu ponad dwa lata i zaowocowało głównie utratą pracy, gdy tylko oddał skończoną wersję, która bardzo nie spodobała się ludziom z Warner Bros. Nie zraziło to Obst, która wiedziała jedno – Hart jest łebski i rozumie zagadnienia naukowe.

Hart dostał od 20th Century Fox trzy wytyczne. Po pierwsze: „dobrzy goście muszą zwyciężyć”. „Oczywiście każdy wirusolog, któremu to powiedziałbyś, odparłby, że tych starć się nie wygrywa, bo możesz co najwyżej wrzucić dżina z powrotem do butelki i czekać na następnego, który się z niej wydostanie”, skwitował to Hart. Po drugie: „przerazić ludzi”. „Powiedzieli mi, że wirus ma być równie przerażający co rekin w „Szczękach”. Nie stanowiło to specjalnego wyzwania, bo wszyscy specjaliści z którymi rozmawiałem, o wirusach wypowiadali się z tak dużą estymą, jakby komentowali jakieś dzieła sztuki – niesamowite, bezduszne, przepiękne stworzenia. Mikroby mogą poważnie zagrozić naszemu społeczeństwu, stanąć przeciwko całej naszej technologii, rzucić wyzwanie wszystkiemu, co stworzyła rasa ludzka, i mieć to w dupie”. Po trzecie: „musi dostarczyć scenariusz w dziesięć tygodni”. I to było najtrudniejsze, bo w tym czasie musiał zgłębić temat, przeprowadzić wywiady z wirusologami, wymyślić fabułę i napisać cały scenariusz. Po dziesięciu tygodniach musiała już być gotowa jego ostateczna wersja, bo trwał wyścig z konkurencją i nie było czasu na długie dopracowywanie tekstu.


Do projektu została szybko przypisana Jodie Foster skuszona bardzo ciekawą rolą doktor Nancy Jaxx. Wymarzonym reżyserem dla takiego filmu był wtedy Wolfgang Petersen któremu wysłano finalną wersję scenariusza „The Hot Zone”. Problem w tym, że dosłownie tego samego dnia dostał też scenariusz „Epidemii”. Po przeczytaniu obu doszedł do wniosku, że czasem życie nie pisze ciekawszych scenariuszy od fikcji i postawił na „Epidemię”. Ostatecznie ekipa od „The Hot Zone” dogadała się z Ridleyem Scottem, który sprowadził własnych scenarzystów. W efekcie, Hart, który odrobił wcześniej wszystkie potrzebne zadania domowe, stracił robotę. Scott zatrudnił Toma Topora (mającego na koncie scenariusz „Oskarżonych”). Do projektu dołączył też Robert Redford, któremu towarzyszył jego własny scenarzysta, Richard Friedenberg („Rzeka życia”), mający zadbać o to, żeby rola Jerry’ego Jaxxa została odpowiednio rozbudowana do potrzeb aktora jego formatu. Wszyscy zaczęli się nagle mieszać przy pisaniu tekstu: studio, Lynda Obst, ekipa Ridleya Scotta, Robert Redford, no i Jodie Foster, której postać zaczęła być powoli spychana na bok. Nikt się tam specjalnie nie lubił, wszyscy walczyli o wpływy, konflikty narastały, a Friedenberg w końcu się postanowił ewakuować z tego chaosu, wcześniej jednak ubłagał Harta, żeby ten wrócił do projektu i spróbował nad tym bajzlem jakoś zapanować.

Najwięcej problemów leżało jednak na barkach Obst, która każdego tygodnia, a nawet każdego dnia, ba, czasem to w każdej godzinie, odkrywała jakieś nowe pożary do ugaszenia, co wynikało z wrzącego połączenia różnych ambitnych osób i pośpiechu z jakim to wszystko było robione. Pewnego dnia nawet usłyszała w tajemnicy (od zaprzyjaźnionej agentki), że reżyser i scenarzysta „Epidemii” lecą właśnie do Roberta Redforda żeby zaoferować mu główną rolę w konkurencyjnym projekcie. Szybko zwąchała to też prasa, która i tak już żyła wyścigiem obu produkcji. Obst już tylko czekała na informację o odejściu Redforda, oczyma wyobraźni widząc też Jodie Foster, ewakuującą się z tego tonącego okrętu, co ostatecznie uwaliłoby projekt. Szczęśliwie dla niej Redford postanowił być wierny „The Hot Zone”. Gorzej, że następnie sprowadził sobie kolejnego scenarzystę, Paula Attanasio, który później miał dostać nominację do Oscara za film „Quiz Show” (wyreżyserowany zresztą przez Redforda). Attanasio dorzucił do historii wątek romansu pomiędzy postaciami granymi przez Foster i Redforda, czego kulminacją miał być gorący pocałunek w laboratorium znajdującym się w strefie zakażenia. Jodie Foster, która przecież dołączyła do projektu skuszona pierwotnym scenariuszem, poświęcającym dużo miejsca inteligentnej bohaterce walczącej ze śmiercionośnym wirusem, powiedziała tylko: „lol, nope” (no dobra, może niedosłownie) i wypisała z tego interesu. Nie był to ostatni raz, gdy zrezygnowała ze współpracy ze Scottem zniesmaczona poziomem scenariusza produkowanego przez niego filmu („Hannibal”). Z Obst aktorka natomiast pracowała kilka lat później przy „Kontakcie”, o którym się zresztą dowiedziała w momencie, gdy dostała wspomniany już scenariusz napisany przez Harta, co miało stanowić próbkę jego umiejętności.

Filmem próbowano zainteresować Meryl Streep (licząc na atrakcyjne komercyjnie powtórzenie duetu z „Pożegnania z Afryką”), ale gdy aktorka odkryła, że zdjęcia ruszają za kilka tygodni, a projekt wciąż jest w rozsypce to postanowiła zamiast tego wystąpić w „Co się wydarzyło w Madison County” Clinta Eastwooda. Niedługo później z roli zrezygnował też Redford, co ostatecznie dobiło projekt, który już od dawna balansował na granicy istnienia. Ridley Scott jeszcze próbował szczęścia w wytwórni Paramount, ale chociaż scenariusz pod wieloma względami był lepszy od „Epidemii”, co potwierdzili też ludzie z Paramount, no to jednak wydanie 40-50 milionów dolarów na realizację czegoś, co będzie konkurowało później w kinach z bardzo podobnym filmem, nie było zbyt kuszącą ofertą.


Producenci „Epidemii” złamali niepisaną zasadę w Hollywood, że jeżeli ktoś wydał kupę pieniędzy na prawa do jakiejś historii to nikt inny się jej później nie tyka. Nie dość, że zignorowali ten fakt i ruszyli z dalszymi pracami jakby nic się nie stało, no to jeszcze nie kryli się specjalnie z tym, że przeczytali wszystkie powstałe wersje scenariusza „The Hot Zone” z którego liczne elementy fabularne (pochodzące z wywiadów przeprowadzonych przez Harta) trafiły do finalnej wersji „Epidemii”. Rozważano oczywiście pozew, ale dział prawny Foxa uznał, że nie warto, bo nie mają wystarczająco mocnych dowodów do ugrania czegokolwiek w sądzie. Producenci „Epidemii” nie rozumieli problemu, tłumacząc się tym, że nikt nie może zastrzec sobie praw do opowiedzenia powszechnie znanej historii. W wygraniu tego wyścigu niewątpliwie pomogło im, że pracowali pod skrzydłami studia Warner, które w tamtym momencie mogło pochwalić się najdłużej panującym składem zarządu w całym Hollywood, co oczywiście wpływało na efektywność całego procesu decyzyjnego. Co nie znaczy, że nie mieli własnych problemów wynikających z pośpiechu w jakim podejmowano wszystkie decyzje kreatywne i realizacyjne, co generowało liczne spięcia pomiędzy ludźmi zaangażowanymi w projekt. Gdy tylko 20th Century Fox oficjalnie zrezygnowało z dalszych prac nad swoim filmem to zarząd Warnera postanowił wstrzymać się na rok z wchodzeniem na plan zdjęciowy i najpierw rozwiązać wszystkie sporne kwestie. Przede wszystkim to musieli ogarnąć chaotyczny scenariusz przy którym pracowało w sumie 15 (!) różnych ludzi.

„Epidemia” trafiła do kin wiosną roku 1995 i zebrała niecałe 190 milionów dolarów. Prezes Foxa, Peter Chernin, zadzwonił do Harta zaraz po zobaczeniu filmu i powiedział: „nie powinniśmy byli z tego rezygnować!”. Obaj panowie byli przekonani o tym, że zrobiliby o wiele lepszy film, który bez większego problemu obroniłby się w starciu z „Epidemią”.

Richard Preston, czyli autor artykułu „Crisis in the Hot Zone”, tak podsumował „Epidemię”:

„W ogóle nie była straszna. Mieli tam strupy, które wyglądały jak żelki. Krew dozowali chyba kroplomierzem. W prawdziwych przypadkach infekcji wirusem ebola mężczyźni wykrwawiali się przez sutki. Chciałbym zobaczyć Hoffmana wykrwawiającego się przez sutki.”

Żródło:
"Tales from Development Hell", David Hughes. 

0 komentarzy:

Prześlij komentarz