Program tegorocznych Nowych Horyzontów mam już przerobiony. Harmonogram na całe 10 dni ułożony. Wiem już mniej więcej czego mogę się spodziewać. Z listy czterdziestu kilku filmów, jakie zamierzam obejrzeć, postanowiłem wybrać 10 najciekawszych. A raczej nie tyle najciekawszych, co zasługujących na wyróżnienie. Może komuś to się przyda przy podejmowaniu własnych decyzji albo po prostu zainteresuje. Nie pisałem o oczywistościach, takich jak filmy, o których było głośno po ostatnich festiwalach w Cannes i Berlinie („Życie Adeli – Rozdział 1 i 2”, „Vic+Flo zobaczyły niedźwiedzia”, „Heli”, „Jak ojciec i syn”), bo to pewniaki, które znajdą się na liście każdego kinomana. Nie pisałem też o wielu tytułach, które z dużą przyjemnością obejrzę ze względu na fabułę, bo przed seansem niewiele więcej mogę na ich temat powiedzieć („Hemel”, „Na włościach”, „Smak curry”, Raj: Nadzieja”, „Otchłań”). Zamiast tego postawiłem na bardzo subiektywną listę, zawierającą pozycje osobliwe, przyciągające uwagę czymś dziwnym, szalonym, oryginalnym. Sięgnąłem po tytuły reżyserów, których twórczość poznałem dzięki poprzednim edycjom NH oraz po interesujące dokumenty, które mogą utonąć w zalewie festiwalowej oferty.
Computer Chess
Zobaczyłem nazwisko reżysera i już w zasadzie mogłem przerwać dalszą lekturę opisu. Andrew Bujalski to jedno z filmowych odkryć, które zawdzięczam festiwalowi Nowe Horyzonty. Dobre kilka lat temu (podczas bodajże pierwszej wrocławskiej edycji) wyświetlono jego dwa pierwsze filmy. Skłamię mówiąc, że wiele z nich pamiętam po tylu latach przerwy, wiem jednak, że bawiłem się na nich dobrze, a to chyba najważniejsze. Wprowadziły mnie one przy okazji w gatunek zwany mumblecore (w dużym skrócie - niezależne kino amerykańskie opowiadające proste, „życiowe”, historie o mamroczących bohaterach), co zaowocowało obejrzeniem później kilku ciekawych filmów (np. „Pocałunek o północy”). Po opisie (i zwiastunie) jego najnowszego filmu, ciężko wyrokować w jakiej jest teraz formie (przyznaję, czerwona ostrzegawcza lampka w głowie się zaświeca) ale obejrzeć trzeba, bo to jeden z tych artystów, których obserwuję od samego początku twórczej kariery, a dzięki Nowym Horyzontom wszystkie jego filmy obejrzałem na dużym ekranie. Takiej więzi się nie zrywa. Zwłaszcza po tym, jak mnie uraczył trzema dobrymi historiami.
Everybody Street
Dokument o fotografach specjalizujących się w chwytaniu ulotnych chwil z życia amerykańskich metropolii? Yes, please.
Historie rodzinne
Bardzo osobisty dokument nakręcony przez kanadyjską aktorkę Sarah Polley, grzebiącą w rodzinnej historii w poszukiwaniu prawdy o ojcu. Intymny, obiecujący, zbierający znakomite recenzje (95% pozytywów na Rottentomatoes). Pozycja obowiązkowa.
Dom Hermana
I kolejny dokument, tym razem wyświetlany w ramach cyklu Międzynarodowy Konkurs Filmów o Sztuce. Rzecz o skazanym w latach 70. na dożywocie aktywiście Czarnych Panter, odbywającym wyrok w celi 1,8m na 2,7m. Kilka lat temu skontaktowała się z nim nowojorska artystka, która zapytała go o wymarzony dom. Stało się to zalążkiem wieloletniej relacji, wiążącej się z projektem artystycznym, który przy okazji ewoluował w walkę o uwolnienie bohatera.
Znikające fale
Europejski film science-fiction, wiarygodny psychologicznie, ponoć olśniewający wizualnie, utrzymujący dobre tempo, ale i niestroniący od oniryzmu. Mieszanka wybuchowa, ciekaw jestem co z tego wyszło.
Płynące wieżowce
Rzecz nieczęsta, polski tytuł, który zakwalifikował się do Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty. Zwiastun zapowiada smakowitą stronę techniczną, opis, obiecującą (ale mało oryginalną) fabułę, poruszającą temat homoseksualizmu. Z pewna dozą ostrożności (bo poprzedni film Wasilewskiego, „W sypialni”, opinie zebrał raczej średnie) ale jednak jestem zaintrygowany i czekam.
Słomiana tarcza
Pierwszy film Takashiego Miike, jaki będę mieć okazję zobaczyć na dużym ekranie, od czasu mojego pierwszego pobytu na Nowych Horyzontach (czyli od roku 2005). To już w zasadzie wystarczy, żebym czekał na seans. Miike to taki gość, który czasem zachwyca, ale trzeba bardzo ostrożnie przebijać się przez jego bogatą filmografię, bo nie brakuje w niej zakalców. W wydaniu sensacyjnym zawsze jednak przyciąga moją uwagę, więc czekam i jestem dobrej myśli.
Króliczek GFP
Tytuł niekoniecznie obowiązkowy. Sekcja Trzecie oko jest cyklem, do którego trzeba podchodzić z nieufnością. To dzięki niemu zobaczyłem w zeszłym roku najgorszy film w życiu ("3 Days of Darkness"), jedyny, jakiemu wystawiłem dotąd na Filmwebie najniższą możliwą ocenę. „Króliczek GFP” jednakże cholernie intryguje, zwiastun, w połączeniu z festiwalowym opisem, składa ofertę, obok której nie jestem w stanie przejść obojętnie: „Talowa dziewczynka” (thallium girl), jak ją nazwali dziennikarze, stała się antybohaterką japońskich tabloidów, kiedy w 2005 roku usiłowała otruć talem swoją matkę. Króliczek Bunny jest wideodziennikiem trucicielki, która postrzega świat w kategoriach eksperymentu, a ludzi traktuje jak przeskalowane króliczki doświadczalne. Manipulacja ciałem, zwierzęcym czy ludzkim, interesuje ją najbardziej – od prostych ingerencji w postaci piercingu i bio-artu, aż po zabiegi inżynierii genetycznej sprawiające, że żaby stają się przezroczyste i fluorescencyjne."
Panie, panowie: ostatnie cięcie
Historia miłosna opowiedziana przy pomocy ponad pięciuset filmów. Dosłownie. Fabułę zmontowano z kilkunastosekundowych ujęć pochodzących z różnych filmów. Lista tytułów rozpoczyna się na Hollywood a kończy na Kurosawie. Efekt finalny ponoć kapitalny. Zobaczymy…
Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków
26 opowiadań z życia pewnej pogańskiej społeczności. Leśne istoty domagające się spółkowania, wskrzeszeni zmarli, przemawiające waginy, a wszystko to w otoczeniu postsowieckich zabudowań. Folklor, erotyka, ludowe wierzenia i przesądy – smakowity koktajl.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz