W końcu znalazłem czas żeby sięgnąć po serial „Legion”. Dobrze się stało, że zabrałem się za niego dopiero teraz, gdy już jest dostępny cały sezon. Oglądanie tego (a przede wszystkim czekanie) w tygodniowych odstępach byłoby wyzwaniem. Nie chodzi jednak tylko o test cierpliwości, a komfort śledzenia zakręconej fabuły, którą łatwiej składa się do kupy, gdy wszystko dobrze pamiętamy. „Legion” nie jest serialem, który można oglądać jednym okiem, bo czasem jedna scena, dialog lub gest, mogą stanowić klucz do zrozumienia jakiegoś elementu fabuły, uważne śledzenie wydarzeń jest więc wskazane.
O tym, że będzie dobrze, wiedziałem już po pierwszych minutach pierwszego odcinka. Pod koniec tegoż byłem już w serialu zakochany. Później podbijał moje serce jeszcze wielokrotnie, i to na wiele różnych sposobów. Jestem pełen uznania dla stacji FX, że zaryzykowała i udzieliła zielonego światła dla tak oryginalnej produkcji. Osadzony w uniwersum X-menów, ma tak naprawdę niewiele wspólnego z tym, do czego przyzwyczaiły nas kinowe produkcje. Serial zaskakuje na każdym kroku, jest szalony, pokręcony, bywa abstrakcyjny, psychodeliczny, fantasmagoryczny, czasem twórcy budują nastrój grozy, a czasem wrzucają od czapy scenkę musicalową. Nie istnieją dla nich jakieś reguły i ograniczenia gatunkowe. Gdy starcie z Wielkim Złym zostało zrobione w formie kina niemego, już nie miałem najmniejszych wątpliwości, że wyobraźnia twórców jest nieskończona. I co najlepsze, w całym tym szaleństwie jest metoda, trzyma się to wszystko kupy i ładnie łączy ze sobą, składając się na obraz nieprzeciętnego bohatera pierwszoplanowego.
Dan Stevens w (jak dotąd) życiowej roli, a reszta obsady jest niezła, choć nierówna, część aktorów nieco odstaje, część podciąga poziom w górę, ale wymienić należy przede wszystkim jedno nazwisko - Aubrey Plaza. Jest to rola stworzona dla takiego dziwaka jak Aubrey, która zarówno na ekranie, jak i poza nim, zawsze była bardzo specyficzną osobą. Pasuje to idealnie do tego pokręconego serialu, a Plaza ma dodatkowo niejedną okazję, żeby nieco zabawić się swoim wizerunkiem, spróbować nowych rzeczy i zaprezentować coś świeżego.
Co warto jeszcze podkreślić to jakość wykonania „Legiona”. Starannie przygotowane dekoracje, zaprojektowane z designerskim zacięciem, cieszące oczy kostiumy i charakteryzacje, idealnie dobrane piosenki, ciekawe kompozycje muzyczne oraz nieoczywista praca kamery. Operator lubi zaszaleć, przekręcić kadr na bok, albo wręcz ustawić do góry nogami, z gracją odjechać z kamerą, nadając scenie rozmachu, lub też zmienić proporcje obrazu. W tej pokręconej historii, zabierającej nas w podróż w głąb chorego (a zarazem potężnego) umysłu, wszystko uchodzi na sucho, bo nie obowiązują tutaj żadne reguły. Szanuję, bo to nie tylko jedna z najoryginalniejszych historii superbohaterskich, ale też zwyczajnie kawał dobrego serialu telewizyjnego, który można kosztować w oderwaniu od kinowych mutantów i bawić się równie dobrze.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz