„Are you watching closely?”, pyta Michael Caine na początku „Prestiżu”. Jest to istotne pytanie, bo Christopher Nolan niejako zdradza tytułowy prestiż już w scenie z kartą tytułową, która pokazuje ziemię usłaną cylindrami. Jest to fajny motyw, ale bynajmniej niejedyny przykład tego, jak reżyser odkrywa karty przed uważnym widzem, wielokrotnie sugerując dwa późniejsze twisty fabularne. Błędem byłoby jednak postrzeganie tego filmu jako historii nastawionej jedynie na zaskakiwanie odbiorcy i ocenianie go przez pryzmat tego, czy zdołał tego dokonać, a także kręcenie nosem, że późniejsze seanse nie mają już sensu, bo „już nie zaskoczy”. Jest to płytkie i niesprawiedliwe traktowanie jednego z najciekawszych filmów Nolana.
Scenariusz, choć niepozbawiony błędów logicznych i wymagający przymknięcia oka na pewne rozwiązania fabularne, jest dopracowanym i pomysłowym przykładem tego, jak opowiadać wielopoziomową historię, mieszającą kino rozrywkowe z tragiczną opowieścią otwartą na różne interpretacje. Sama konstrukcja scenariusza bywa karkołomna w swym skomplikowaniu, opowiedziana jednak jest na tyle czytelnie, żeby uważny widz nie miał problemu z układaniem fabularnych klocków. Nolan miesza chronologię, sięga po retrospekcję wewnątrz retrospekcji (Borden czytający wspomnienia Angiera, który czytał pamiętnik Bordena), jest to angażujące i pobudzające intelektualnie, ale mniej rozgarnięty odbiorca nie zostaje porzucony, dostając wszystko ładnie wyłożone na stół w finale filmu. Wspomniane wielopoziomowe retrospekcje pokazują zarazem, że Nolan od dawna miał obsesję na punkcie scenariuszów opartych na nakładających się warstwach, czego uwieńczeniem była „Incepcja”, ale przecież stanowi to również istotny element tegorocznej „Dunkierki”.
Wracając jednak do pytania zadanego przez Cuttera na początku filmu. Nolan pogrywa sobie z odbiorcą, sprawdzając jego uwagę i możliwość kojarzenia faktów. Szczególnie znacząca jest scena z kanarkami i małym chłopczykiem, który wybucha płaczem, gdy widzi sztuczkę, bo zabito ptaszka. Dorośli próbują go uspakajać, że iluzjonista za chwilę sprowadzi kanarka z powrotem na scenę, ale gdy do tego dochodzi, dziecko nie daje się nabrać i zadaje kluczowe pytanie: „gdzie jest jego braciszek?”. Jest to symboliczne na dwóch poziomach. Przede wszystkim, zdradza z wyprzedzeniem sekret, jaki stał za późniejszym przedstawieniem braci Borden. Jest to zarazem opis finałowego przedstawienia Angiera, bo jeden kanarek musi umrzeć, żeby drugi mógł się pojawić. W tej scenie jest w zasadzie wszystko, co potrzebujemy do wcześniejszego przewidzenia dwóch fabularnych twistów, a późniejsze komentarze żony Alfreda jeszcze dodatkowo naprowadzają na odpowiedź („Czasami nie jesteś szczery, gdy mówisz, że mnie kochasz”).
Jest to jednak przede wszystkim zabawa z widzem, którą dostrzegamy dopiero przy kolejnych seansach. Błyskotliwe machanie przed oczami odbiorców kompletem kluczy do zagadek, ze świadomością, że większość widzów to przeoczy, będąc zbyt oczarowanymi i zaintrygowanymi historią bezpardonowej rywalizacji zawodowej dwóch bohaterów. Początkowo relacja Bordena i Angiera opiera się na tragedii, której doświadczył ten drugi, a za co winę ponosił ten pierwszy. Zemsta i defensywne odpieranie ataków dawnego kolegi szybko przestają być jednak istotne, bo motorem napędowym staje się chorobliwa rywalizacja, ambicjonalna chęć pokonania rywala i frustracje wiążące się z niemożliwością rozszyfrowania jego sekretu. Borden jest bardziej utalentowanym artystą, ale kiepskim showmanem. Angier jest rzemieślnikiem, stawiającym na bezpieczne rozwiązania, ale potrafiącym to sprzedać widowni w efektowny sposób. Tragedia zaczyna się, gdy obaj zaczynają przejmować cechy konkurenta.
Dzielące ich różnice widać już na początku filmu, gdy inaczej odbierają występ chińskiego magika (swoją drogą to kolejna wskazówka od Nolana, jeżeli chcemy wcześniej rozwikłać sekret Alfreda), który przez całe życie udaje kalekę, żeby efektywnie wykonywać magiczną sztuczkę. Angier, ówcześnie żyjący w szczęśliwym związku i zadowolony z wykonywania bezpiecznych sztuczek, uważa to za ekstremizm artystyczny i patologiczne poświęcenie sztuce. Borden natomiast dostrzega w tym swoją przyszłość i klucz do sukcesu na scenie, zapewne tak szybko rozwiązał sekret chińskiego iluzjonisty, bo już wtedy wiedział, czego kiedyś dokona z bratem. W tamtym momencie, bohaterowie różnili się znacząco, bo Angier posiadał jeszcze kotwicę (kochającą partnerkę), która nie pozwalała mu odpłynąć od rzeczywistego, normalnego życia. Późniejsza obsesyjna pogoń za rywalem niestety sprawiła, że zagubił swoje człowieczeństwo i zapomniał o świecie poza sceną. Obaj bohaterowie w imię rywalizacji i rozrywki dla gawiedzi, płacili ogromną cenę, jeden szedł przez życie na „pół gwizdka”, wszystkie doświadczenia dzieląc z bratem, drugi dosłownie poświęcał swoje życie każdego wieczoru na scenie.
Alfred i Fallon dzielili ze sobą wszystko: kobiety, życie, oklaski widowni. Braku tego ostatniego nie mógł przeboleć Angier, który korzystając z usług pijaczyny, musiał zadowalać się słuchaniem braw widowni stojąc samotnie pod sceną. Pogoń śladami Bordena zaprowadziła go do posiadłości Tesli i jego maszyny, która zapewniła mu w końcu upragnioną chwałę, ale cena tego była ogromna i niewybaczalna. Można się zastanawiać nad tym, czy maszyna technicznie tworzyła jego klona, idealną kopię, czy też jedynie odbitkę jego osoby, ale efekt był ten sam: myśląca istota, która dzieliła z nim wspomnienia, przeżycia, a co najważniejsze, była przekonana o tym, że jest prawdziwym Angierem. Ciężko stwierdzić, czy po uruchomieniu urządzenia „oryginalny” Angier pozostawał w wyjściowym miejscu, a maszyna tworzyła jego odbicie, czy też przenosił się w przestrzeni (wszakże takie miało być zastosowanie sprzętu), czego efektem ubocznym było niestety pozostawienie w punkcie startowym jego kopii. W zależności od tego, jak na to spojrzymy, „oryginalny” Angier zginął już przy pierwszym uruchomieniu sprzętu, zastrzelony przez swojego „klona”, albo nieco później, podczas testowego pokazu dla inwestora, gdy został utopiony w zbiorniku pod sceną. Jakby na to jednak nie spojrzeć, „oryginalny” Angier nigdy nie usłyszał upragnionych braw oszołomionej widowni, których tak bardzo pragnął. Oczywiście, gdyby wierzyć słowom Tesli, obie wersje Angiera były prawdziwe. Niemożliwe więc było wskazanie „oryginału”, a zatem każda z wersji żyła ze świadomością, że następnego wieczoru umrze straszną śmiercią, przy okazji powołując do życia kolejną wersję. Angier zamierzał ten cykl przerwać po setnym pokazie, ale w finale filmu przeszkodził w tym jeden z braci Borden, zabijając go w ramach zemsty za śmierć bliźniaka.
„Prestiż” to historia o obsesji, chorobliwej rywalizacji, podszytym tragizmem oddaniu przedstawieniu, o zadawaniu cierpienia bliskim w imię chwały, ale też umiejętności poświęcenia własnego komfortu i zdrowia dla finałowego efektu. Kino rozrywkowe, które bawi i fascynuje, ale skłania również do myślenia, główkowania, analizowania i empatycznego odbioru zachowań bohaterów. Christopher Nolan uszlachetnia kino głównego nurtu i pokazuje, że widza można zarówno ekscytować, jak i pobudzać intelektualnie.
A co się stało z klonem z ostatniego pokazu?Jeden ginie w wodzie, a drugi powinien pojawić się przed publicznością, tym samym pokazać że żyje i cały proces powinien się nie odbyć?
OdpowiedzUsuń