Z tegorocznego konkursu głównego w Cannes widziałem niemal wszystko. Zabrakło dwóch filmów do pełnego kompletu. Zobaczyłem dużo dobrych produkcji, ale nie mam żadnego faworyta, którego z miejsca pokochałabym równie mocno co „Parasite” podczas mojej ostatniej wizyty na Lazurowym Wybrzeżu. Jest natomiast kilka filmów, których wygraną przyjąłbym z zadowoleniem. Spośród nich, w sytuacji, gdy żaden z doświadczonych twórców nie pojawił się z rewelacyjnym tytułem, najbardziej kibicuję sukcesowi „Close” młodego (31 lat) belgijskiego reżysera, Lukasa Dhonta.
„Close” to zaledwie jego drugi pełny metraż w karierze, ale możecie go kojarzyć z debiutu, filmu „Dziewczyna”, który pojawił się kilka lat temu w Un Certain Regard. „Dziewczyna” była niezwykle subtelną i empatyczną opowieścią w której Dhont uważnie przyglądał się niuansom życia bohaterki, interakcjom z ludźmi, czasem skażonych bezmyślnym okrucieństwem, częściej jednak brakiem taktu i zrozumienia dla inności. Belg wnikliwie opisywał nieco autodestrukcyjną naturę głównej bohaterki, punktując desperację niektórych jej zachowań, ale przede wszystkim to jednak pochylał się nad wrażliwością Lary.
Wszystko to jest również obecne w „Close”. Czułość z jaką opisuje głównych bohaterów, delikatność w kreśleniu niuansów ich relacji, empatia z jaką wgryza się w ich zachowania, ale też brak oceny przy przedstawianiu ich odmiennych postaw, wszystko to składa się na niezwykle wrażliwe, emocjonalnie naładowane, skromne kino o wielkich kwestiach.
Próba ugryzienia pełnej psychologicznej skali tej historii jest niemożliwa bez wejścia na teren istotnych spoilerów fabularnych, co byłoby w tej chwili oczywiście nie na miejscu, ale mogę zdradzić, że film opowiada o dwóch młodych chłopcach. Remi i Léo przyjaźnią się od lat. Chłopców łączy bardzo czuła więź charakteryzująca się dużym komfortem w okazywaniu sobie bliskości. Młodzi bohaterowie lubią być blisko siebie, przytulić się, otrzeć ramieniem, położyć głowę na kolanach wygrzewając się na trawie. Nie ma w tym seksualnej energii, Remi i Léo są jeszcze zbyt młodzi i niewinni żeby myśleć o pożądaniu drugiej osoby, na razie to dwoje przyjaciół lubiących spędzać ze sobą czas. Problem w tym, że ich otoczenie zaczyna zwracać na to uwagę i komentować, nie ma w tych słowach jakiejś niechęci lub wrogości podszytej homofobią, tylko niewinne żarty, ale to wystarcza żeby Léo zaczął się przejmować jak postrzegają ich szkolni znajomi. Zaczyna unikać fizycznego kontaktu z przyjacielem, samotnie zapisuje się do drużyny hokejowej i jest wyraźnie niezadowolony, gdy Remi rozważa dołączenie do zespołu. Remi zdaje się nie dostrzegać problemu Léo, nie zwraca uwagę na komentarze innych, nadal pragnie dużej bliskości przyjaciela więc rosnący dystans pomiędzy nimi bardzo go rani.
„Close” opowiada o dojrzewaniu młodych chłopców, o tym formacyjnym momencie w życiu, gdy dziecięca niewinność wielokrotnie zderza się z szorstką rzeczywistością, a efekt tych licznych kolizji tworzy pierwszy zarys przyszłego dorosłego człowieka. Dhont wgryza się w nieoczywisty sposób w wiele ciekawych zagadnień, przyglądając się płciowym rolom narzucanym przez społeczeństwo, odgórnym normom dotyczącym akceptowalnych granic cielesnej bliskości, poczuciu winy, wstydu, ale też rozpaczy. Wszystko to jednocześnie pozostawia do rozpakowania widzowi, bo podrzuca tylko wyraźne wskazówki, ale samemu jest bardziej zainteresowany dyskretnej obserwacji swoich bohaterów i temu co się dzieje w ich głowach. Robi to fenomenalnie, bo już krążą po festiwalach korytarzach historie o mężczyznach, którzy większość seansu spędzili ocierając łzy z twarzy.
Mając więc to wszystko na uwadze to przyznanie Złotej Palmy dla „Close” wydaje się być najlepszym wyborem. Po pierwsze, bo byłaby to piękna historia sukcesu młodego twórcy. Po drugie, bo jest to film, który naprawdę zasługuje na rozgłos i trafienie do jak najszerszego grona odbiorców.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz