niedziela, 20 grudnia 2015

Star Wars: The Force Awakens (Przebudzenie Mocy) - recenzja


Zasiadając w fotelu kinowym, żeby w końcu obejrzeć "Przebudzenie Mocy", z zaskoczeniem odkryłem, że jestem lekko zdenerwowany. Z zaskoczeniem, bo niemalże do samego końca udało mi się zachować wstrzemięźliwość w stosunku do tego filmu. Na dobrą sprawę, to dopiero ostatni zwiastun rozbudził we mnie nadzieję, że to się może naprawdę udać i film nie będzie tylko - "ok". Pierwsze pozytywne recenzje zdawały się to potwierdzać, było dobrze, był potencjał na rewelację. Ze względu na dawną miłość do uniwersum, na przeczytane w przeszłości komiksy, książki, ukończone gry oraz wielokrotne oglądanie wszystkich filmów, zwłaszcza tych starych, chciałem, ale to tak NAPRAWDĘ chciałem, żeby to się udało. Na szczęście o tym niepotrzebnym, podskórnym lęku, zapomniałem jak tylko rozpoczął się film, rypnęła z głośników charakterystyczna muzyka i na ekran wjechały napisy. Wszystko przestało być wtedy ważne. Byłem tylko ja i film. Oraz cała reszta, wypchanej po brzegi, sali. Nieważne, ile razy to się oglądało w domu i na jakim sprzęcie, ten moment zawsze będzie działać na odbiorcę najbardziej w sali kinowej, na ogromnym ekranie, przy potężnym nagłośnieniu. Czysta magia kina.

niedziela, 6 grudnia 2015

Krampus (Krampus. Duch Świąt) - recenzja


Gdy miałem kilka lat, zobaczyłem w telewizji "Przyjaciela wesołego diabła". Nie było mi później wesoło, wręcz przeciwnie, Piszczałka zapewnił mi traumę na przynajmniej tydzień. Nie pomogło, gdy jakiś czas później miałem gorączkę i wydawało mi się, że kudłaty stwór biega po moim przedpokoju. Jeszcze przez długi czas podchodziłem z rezerwą do filmu i jego cudacznego bohatera. Nie ufałem fagasowi. Piszę o tym, bo film "Krampus" przypomniał mi, jak cienka granica dzieli teoretycznie niewinną dziecięcą treść od macek paraliżującej grozy. Gdybym miał dziś kilka lat i jakiś bezmyślny starszy kuzyn puściłby mi to na komputerze, przez resztę dzieciństwa okres Bożego Narodzenia niechybnie wiązałby się dla mnie z wizytami u psychologa.

czwartek, 26 listopada 2015

The Dressmaker - recenzja


Przyjemna niespodzianka. "The Dressmaker" zapewne ominie szerokim łukiem polskie kina i jakoś w drugiej połowie przyszłego roku trafi bezpośrednio na półki z płytami DVD. Szkoda, bo to bardzo fajne, choć niepozorne, australijskie kino z fantastyczną obsadą. W głównej roli występuje zjawiskowa Kate Winslet, która pewnie od lat nie miała tak dobrej zabawy występując w filmie. Jako Tilly mogła zaprezentować pełne spektrum swoich aktorskich talentów. Gdy trzeba, epatuje oszałamiającym seksapilem, a jeżeli nie próbuje akurat niczego udowodnić otoczeniu, wtedy porzuca kosmopolityczny blichtr i staje się prostą czterdziestolatką z sąsiedztwa. Bywa melodramatyczna, zadziorna, delikatna, agresywna, czasem zabawna, albo zraniona, innym razem rozpalona rządzą zemsty. Fani Kate będą zachwyceni.

poniedziałek, 16 listopada 2015

Steve Jobs - recenzja


Bardzo smaczne danie, stworzone przy użyciu wysokiej jakości składników, starannie odmierzonych i przyrządzonych przez zdolnego kucharza. Za składniki robią oczywiście utalentowani aktorzy oraz ekipa techniczna, a za kucharza Danny Boyle. Nie bez znaczenia jest jednak autor przepisu, scenarzysta Aaron Sorkin, to bardziej jego film jak Boyle'a, który pozostaje w lekkim cieniu cholernie błyskotliwego dramaturga.

piątek, 13 listopada 2015

Brooklyn - recenzja


Saoirse Ronan to utalentowane dziewczę, które ma tendencję do wybierania słabych filmów, nieprzystających do jej zdolności aktorskich. To nie jest jeden z tych filmów. "Brooklyn" skradnie niejedno serce, bo to inspirująca, ciepła, wzruszająca i bardzo nostalgiczna podróż do lat 50. Do czasów, gdy trawa była zieleńsza, niebo jaśniejsze, kobiety skromniejsze, a mężczyżni obdarzeni większą klasą. A przynajmniej twórcy filmu każą nam w to wierzyć. Niech i tak będzie.

niedziela, 1 listopada 2015

Spectre - recenzja


Wygląda na to, że to już ostatnia odsłona Bonda w wykonaniu Daniela Craiga. Wskazują na to wypowiedzi aktora, sugeruje też finalny ton jaki nadano historii. Odkąd Craig pierwszy raz wskoczył w zgrabnie skrojony garnitur, seria może i zaliczyła jedno lekkie potknięcie za sprawą "Quantum of Solace", ale poniżej pewnego solidnego poziomu nigdy nie schodziła. Dość skutecznie zreanimowano markę, którą wielu widzów zaczynało już traktować z politowaniem. Z oglądaniem Bonda w końcu nie wiązała się lekka doza obciachu, a poważniejsze, "urealnione" podejście do fabuły przekonało do nowego wcielenia postaci wielu przeciwników serii. "Spectre" jest ostatnim elementem czteroczęściowej układanki, zgrabnie spajającym ze sobą ostatnie filmy. Jeżeli Craig nie zostanie w przyszłości skuszony finansowo do występu w kolejnej części, to o filmach z jego udziałem będzie można mówić jak o zamkniętej całości, przedstawiającej w sposób wyważony i konsekwentny ewolucję postaci.

sobota, 17 października 2015

The Walk - recenzja


Czekałem na ten film z lekkim zaintrygowaniem, bo to w końcu Robert Zemeckis. Jednocześnie dziwiłem się niezmiernie reżyserowi, że poświecił na niego czas. Doskonały oskarowy dokument „Man on wire” opowiedział już przecież wszystko w temacie. Główny bohater opisał szczegółowo całe wydarzenie, jego historia bawiła, czarowała, fascynowała i frapowała. Niewiele miejsca pozostawił autorowi fabularyzowanej wersji na pokazanie czegoś nowego.

sobota, 10 października 2015

Regression - recenzja


Alejandro Amenabar. Pamiętacie jeszcze tego inkaskiego ancymona? Hollywood zwróciło na niego uwagę po premierze hiszpańskojęzycznego "Otwórzy oczy", który doczekał się później amerykańskiego remake'a ("Vanilla Sky"). Następnie furorę zrobił horrorem z twistem ("Inni") oraz poruszającym dramatem o eutanazji ("W stronę morza"). Dobra passa zakończyła się w 2009 , gdy wyreżyserował przyjętą bez większego entuzjazmu "Agorę". To był jego ostatni film. Aż do teraz. Niestety...?

wtorek, 6 października 2015

Irreversible (Nieodwracalne) - recenzja


Nie mogę się zdecydować, czy forma obrana przez Gaspara Noe w filmie "Nieodwracalne" jest zbawienna dla psychiki widza, czy też wręcz przeciwnie, poniewiera nim jeszcze bardziej. Film zasłynął szokującą sceną gwałtu, o czym za chwilę, ale bardzo trudny w odbiorze jest od pierwszych minut. Uczucie dyskomfortu wywołuje już sama praca kamery, robiącej obłędne ruchy okrężne, które zwiastują kolejne chronologiczne skoki wstecz. A przeskakujemy z jednego bagna w kolejne. Stężenie agresji, nienawiści, przemocy, wulgarności, tak wizualnej jak i słownej, oraz buzującego testosteronu, jest przeogromne w pierwszych kilkudziesięciu minutach. Jest to męczące, traumatyzujące, a przy tym cholernie magnetyzujące. Nie sposób oderwać wzrok, przerwać seans i powiedzieć: "ok, dość, ja wysiadam".

sobota, 3 października 2015

The Martian (Marsjanin) - recenzja


No i takie filmy, panie Ridley Scott, to ja rozumiem. Zabawna i błyskotliwa historia o niezłomnej woli przetrwania, ogromnej pogodzie ducha i potencjale ludzkiej inteligencji oraz kreatywności. Film dźwiga na swoich barkach Matt Damon i robi to bez oznak zmęczenia. Jego bohater musi dwoić się i troić, żeby przeżyć na Czerwonej Planecie, jego orężem jest mózg, a tarczą pozytywne nastawienie. Serce widza jest cały czas po jego stronie. Dowcipkujący, kombinujący jak przeżyć, sadzący ziemniaki, odliczający racje żywnościowe, narzekający na muzykę disco, krzyczący z bezsilności w chwili desperacji, radośnie podskakujący w chwilach drobnych triumfów, wysadzający się w powietrze (no, prawie) oraz rzucający zawadiacki komentarz w kierunku Neila Armstronga - wszystko to się składa na ujmującą kreację odegraną bez cienia fałszu. W skrócie: bystry gość o powierzchowności sympatycznego (przypakowanego) przeciętniaka. Matt Damon był stworzony do tej roli.

wtorek, 22 września 2015

A walk in the woods - recenzja


Geriatryczna odpowiedź na "Wild". Filmy jednak więcej dzieli, jak łączy. Samotna wędrówka trasą Pacific Crest Trail była dla bohaterki granej przez Reese Witherspoon sposobem na odreagowanie życiowych traum i ubicie wewnętrznych demonów. Robert Redford natomiast postanawia przemierzyć Appalachian Trail żeby... no właśnie, w zasadzie, to tak do końca niewiadomo dlaczego. Nadrzędnym celem jest chyba walka ze starczym marazmem. Podczas, gdy większość znajomych już umarła, właśnie umiera lub szykuje się do umarcia, on postanawia udowodnić sobie, że wciąż jeszcze ma energię na przeżycie kolejnej przygody. Wszyscy wokół zakładają, że szuka inspiracji do napisania kolejnej książki. On sam na każdym kroku temu zaprzecza, ale ostatecznie książka i tak powstała (film oparto na podstawie autentycznych bestselerowych wspomnień, ale napisał je mężczyzna przed pięćdziesiątką), co zapewne nikogo z bliskich nie zdziwiło. Niejako przypadkiem, okazuje się to również pretekstem do odnowienia znajomości z dawnym przyjacielem - kulejącym, pozbawionym formy alkoholikiem z dużą nadwagą (Nick Nolte).

poniedziałek, 21 września 2015

Everest - recenzja


Bohaterów filmu "Everest" bardzo łatwo poddać krytycznej ocenie: usilnie szukali nieszczęścia i je znaleźli. Skrajnie nieprzyjazne człowiekowi warunki panujące w górnych partiach najwyższego szczytu Ziemi skutecznie zniechęcą do górskiej wspinaczki przeciętnego Kowalskiego. Ludzkie ciało nie jest przystosowane do życia na takiej wysokości, komórki mózgowe powoli umierają, a ich właściciel doświadcza takiej palety wesołych doznań jak: wymioty, halucynacje, bezsenność, amnezja. Nie wspominając o bardzo rzadkim powietrzu (butla z tlenem należy do niezbędnika himalaisty), kapryśnej pogodzie, no i rzecz jasna cholernym mrozie. No nie jest to wyprawa na Śnieżkę. A jednak nie brakuje kolejnych śmiałków, którzy próbują zdobyć szczyt. Nie brakuje też takich, których ciała do dziś spoczywają przykryte himalajskim śniegiem. "Everest" opowie o kilku z nich.

poniedziałek, 14 września 2015

The Visit (Wizyta) - recenzja


Powiedzieć, że M. Night Shyamalan dawno temu stracił kredyt zaufania, to nie powiedzieć niczego. Nie będę się rozwodzić nad trzema filmami poprzedzającymi "Zdarzenie", bo o każdym można napisać coś dobrego i rozumiem, że mogły znaleźć swoich zwolenników. Sam należałem kiedyś do osób przychylnie nastawionych do "Znaków" i "Osady", ale zbyt dawno oba tytuły oglądałem, żeby się teraz wypowiadać na ich temat. Od czasu zrobienia filmu z Wahlbergiem reżyser pogubił się jednak zupełnie. "Ostatni Władca Wiatru" był bardzo nieudany, "1000 lat po Ziemi" nie tak złe, jak twierdzą niektórzy, po prostu okropnie przeciętne. "Wizyta" nie jest może zdecydowanym odbiciem od dna, ale dobrze rokuje dla przyszłych projektów Shyamalana.

niedziela, 6 września 2015

Me and Earl and the Dying Girl (Earl i ja, i umierająca dziewczyna) - recenzja


To ten rodzaj filmu, który mógł nakręcić tylko młody, nieustraszony filmowiec, jeszcze nie przejmujący się regułami gry oraz gatunkowymi ograniczeniami, śmiało żonglować nieprzystającymi do siebie elementami i wyjść z tego obronną ręką. "Earl i ja, i umierająca dziewczyna" wymyka się prostym łatkom. Na pierwszy rzut oka, jest to tegoroczna wersja filmu "Gwiazd naszych wina". Jest błyskotliwy młody chłopak i umierająca nastolatka, przygotowująca się właśnie do rozpoczęcia chemioterapii, która wyniszczy jej ciało i ducha. To jednak mylny trop. Filmy dzieli przepaść, nie ma tutaj nawet śladu po nastoletniej egzaltacji i ckliwości wymierzonej w serca nastoletnich dziewczynek, cechujących zeszłoroczną dramę dla młodzieży. Sporo natomiast jest sarkastycznego spojrzenia na licealną rzeczywistość, sprytnych spostrzeżeń na temat szkolnych grup społecznych, mamy zabawny portret współczesnych "wyluzowanych" rodziców oraz zadziorne łamanie przyzwyczajeń widza.

sobota, 5 września 2015

Narcos - pierwszy sezon


W zeszłym miesiącu postanowiłem powrócić po latach do "X-Files". Była to najlepsza decyzja podjęta przeze mnie w sierpniu. Przez pierwszy sezon przebiłem się zaskakująco szybko, nawet przez moment nie odczuwając znużenia. Serial zestarzał się godnie, wciąż sprawia dużo przyjemności i autentycznie wciąga. Po kilku pierwszych odcinkach drugiej serii, zrobiłem sobie jednak przerwę na tydzień z hakiem i korzystając z premiery netflixowego „Narcos”, odpocząłem na chwilę od widoku Muldera i Sculla. Przede mną jeszcze osiem sezonów, nie chcę przedwcześnie przedawkować serialu. Była to druga najlepsza decyzja podjęta w sierpniu.

wtorek, 1 września 2015

Straight Outta Compton - recenzja


Dr. Dre oraz Ice Cube już od tak dawna należą do popkulturowego mainstreamu, że łatwo zapomnieć o ich korzeniach - dorastaniu w nieciekawej murzyńskiej dzielnicy, gdzie wymachiwanie w biały dzień bronią palną było na porządku dziennym, stróże prawa prewencyjnie częstowali policyjną pałą każdego nastoletniego czarnoskórego jegomościa, a większość znajomych kończyła w gangach, gdzie średnia długość życia nie należała do zbyt imponujących. Z chęci wyrwania się z tego środowiska, zaistnienia jako artysta, ale też i wykrzyczenia na głos całego wkurwu na świat, społeczeństwo i policjantów, którzy poniewierali nimi dla zasady, narodziła się legendarna formacja NWA. Biali Amerykanie wkrótce usłyszeli o gansta rapie i spocili się z wrażenia.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Fantastic Four (Fantastyczna czwórka) - recenzja


Film zabił mi ćwieka. Każdy już zapewne słyszał o problemach na planie. Reżyser, Josh Trank, zdradzał niestabilność psychiczną, nie potrafił się dogadać ze studiem, rozwalał meble w wynajętym mieszkaniu, Kate Mara była przez niego stale poniewierana, bo jej angaż został na nim wymuszony, a Miles Teller prawie wdał się z nim w bójkę. Nie był to najbardziej rozrywkowy plan zdjęciowy w historii kina.

środa, 5 sierpnia 2015

Southpaw (Do utraty sił) - recenzja


No niestety. To jeszcze nie teraz. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Jake Gyllenhaal nie doczeka się w przyszłym roku Oskara. Nie jest to rola tak hipnotyzująca, niepokojąca, zagrana na skraju obłędu, jak ta z „Nightcrawlera”. Paradoksalnie, dzięki temu Jake ma jednak większą szansę na zdobycie przynajmniej nominacji. Byłby to wybór o wiele bezpieczniejszy, mniej uwierający zramolałych, konserwatywnych członków Akademii. Co nie znaczy, że zupełnie nie zasłużony. Aktor wykonał kawał pracy przygotowując się do roli, nabrał masy (a raczej odzyskał), imponująco wyrzeźbił ciało, nauczył się boksowania, a w tym zbierania również i cięgów. Jake nie gra boksera, on stał się bokserem. To widać w jego zachowaniu na ringu, mimice, sposobie poruszania i reagowania na ciosy wyprowadzane przez przeciwnika. Klasa.

sobota, 18 lipca 2015

Ant-Man - recenzja


Od zeszłego roku wyglądało na to, że "Ant-Man" będzie przykrą historią potencjalnie bardzo fajnego filmu, któremu w ostatniej chwili przetrącono kręgosłup. Edgar Wright pracował nad nim od roku 2001 i od zawsze wierzyłem, że jeżeli ktoś mógłby w błyskotliwy sposób zrealizować obciachowy pomysł historii o "Człowieku-mrówce", to właśnie on. W końcu nazwisko Brytyjczyka to pewna marka, Edgar nie ma na koncie złego filmu. No dobra, przyznaję, że debiutanckiego "A fistful of fingers" nie widziałem, ale powiedzmy sobie szczerze, jego reżyserska kariera zaczęła się tak naprawdę, od nakręconego prawie dziesięć lat później "Shaun of the Dead". Od tamtej pory trzaskał, co trzy lata, kolejne filmowe znakomitości.

wtorek, 14 lipca 2015

Terminator: Genisys - recenzja


Ponad tydzień zbierałem się do napisania tego tekstu. Nie wiedziałem jak ugryźć ten film. Wciąż nie do końca wiem. Na pewno "Terminator: Genisys" nie jest tak zły, jak mogła to sugerować bardzo nieudana kampania reklamowa. Na plus można mu odnotować, że był jakiś pomysł na fabułę, podjęto próbę opowiedzenia o Skynecie, rodzinie Connorów i T-800 w świeży sposób. Dobre chęci to jednak za mało, a zalążki ciekawych idei to nie to samo, co udany film.

piątek, 10 lipca 2015

Mad Max - krótko o ewolucji serii oraz twórczości George'a Millera.


Z dwóch powodów warto po latach wrócić do trylogii "Mad Max" z Melem Gibsonem. Po pierwsze, bo te filmy nie zestarzały się aż tak bardzo, jak niektórzy twierdzą. Wciąż dostarczają porządną dawkę rozrywki i ogląda się je z dużą przyjemnością. Po drugie, żeby z zainteresowaniem obserwować ogromną ewolucję, jaką przeszła zarówna filmowa seria, jak i reżyserskie rzemiosło George'a Millera. Pierwsza część to jeszcze kino surowe, nieukształtowana wizja postapokaliptycznego świata, skok w - ówczesną - przyszłość, która może i niejawi się kolorowo, ale to raczej dystopijna rzeczywistość, jak zaorany nuklearną wojną świat. Ten koncept ewidentnie zakiełkował w głowie Millera nieco później i reżyser musiał widzowi trochę dopowiedzieć w prologu drugiej części, żeby jakoś skleić oba filmy ze sobą.

niedziela, 5 lipca 2015

T-Mobile Nowe Horyzonty 2015: Filmy, które musisz zobaczyć.


Tegoroczny program festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty obfituje w perełki oraz filmy warte obejrzenia. Dziesięć dni imprezy (jedenaście, jeżeli liczymy dzień otwarcia) i możliwość zobaczenia w tym czasie 50 filmów, pozornie daje dość czasu, żeby zaliczyć wszystkie tytuły warte uwagi. Nic bardziej mylnego, gdy seanse wyczekiwanych filmów nakładają się na siebie, a żonglowanie kolejnymi pokazami i próba ułożenia harmonogramu, w którym zdołamy "odhaczyć" je wszystkie, zaczyna przyprawiać nas o ból głowy, zaczynamy się uczyć trudnej i bolesnej sztuki wyboru. Tym trudniejszej, że to często filmy szerzej nieznane, musimy bazować więc na mętnych opisach katalogowych, zwiastunach (zakładając, że jest taka możliwość) i własnym instynkcie. W tym roku mam to szczęście, że kilkanaście dobrych filmów mogłem już na wstępie skreślić z listy, bo widziałem je w Cannes. Gdyby nie to, to nie wiem, jak poradziłbym sobie z upchaniem ich do mojego i tak już absurdalnie napiętego harmonogramu. Ponieważ w przepastnym programie Nowych Horyzontów łatwo się pogubić i przeoczyć coś ciekawego, postanowiłem zrobić dobry uczynek i wskazać kilkanaście tytułów, które warto zobaczyć. Mam nadzieję, że okaże się to dla Was pomocne przy układaniu własnych harmonogramów.

czwartek, 2 lipca 2015

Knock, Knock - recenzja


Taka sytuacja. Żona z dziećmi poza domem. Przez weekend jest robota do wykonania. Na zewnątrz leje jak z cebra. Akcesoria już nabite ziołem. Wieczór się rozpoczyna. I nagle ktoś puka do drzwi. Nie byle kto, bo dwie zagubione ślicznotki przemoczone do suchej nitki. Krótka rozmowa i już są w domu, kubek czegoś ciepłego do picia na dobru początek, mokre ubrania trafiają do suszarki, nagie ciała okrywają tylko szlafroki, rozpoczyna się flirt. Jednostronny, bo im bardziej dziewczyny kleją się do bohatera, robią maślane oczy, komplementują jego muskulaturę, wygląd i gust muzyczny, tym bardziej on czuje się niezręcznie i stara trzymać na dystans. Jego silna wola rozpada się jednak na kawałki, gdy dziewczyny stają przez nim nagie i używają argumentu ostatecznego – podwójnego fellatio. Następnego dnia bohater odkrywa, że należało je wyrzucić za drzwi i odpalić youporn. Młode kobiety okazują się socjopatkami i przystępują do psychicznego oraz fizycznego znęcania się nad bohaterem. Rozpoczyna się weekendowa zabawa w kotka i myszkę. A wystarczyło nie bawić się myszkami (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać).

środa, 24 czerwca 2015

Mr. Holmes - recenzja


Jak na prawie 130-letnią (!) fikcyjną postać to Sherlock Holmes trzyma się zaskakująco mocno w popkulturze, wciąż inspirując powstawanie kolejnych filmowo-telewizyjnych interpretacji. Oto najświeższa, w wykonaniu Iana McKellena, wcielającego się w emerytowanego detektywa, który fajkę i charakterystyczny kapelusz już dawno temu odłożył na bok (a tak naprawdę, to nigdy z nich nie korzystał, były wymysłem przemysłu rozrywkowego, który wykreował jego ikoniczny wizerunek, na co Sherlock prycha z pogardą) i przeprowadził się na prowincję, gdzie dożył sędziwego wieku (ponad 90 lat!) spędzając dni na doglądaniu pszczół.

wtorek, 16 czerwca 2015

Jurassic World - recenzja


Zapewne spotkaliście się już z negatywnymi opiniami o „Jurassic World”. Nie przejmujcie się nimi, zostały wygłoszone przez osoby martwe od wewnątrz (żart!), albo zbyt ślepo zapatrzone w pierwszy „Jurassic Park”. Jest to bardzo niesprawiedliwe porównanie, bo obronną ręką wyszłoby z niego niewiele współczesnych blockbusterów. Nie powinno to zresztą dziwić, tego połączenia nowatorskiej technologii, oszałamiającego wrażenia z oglądania na dużym ekranie - pierwszy raz w życiu – wymarłych gadów oraz zwyczajnej magii kina, nie jest łatwo dziś powtórzyć, zwłaszcza, gdy film Spielberga oglądało się oczami dziecka.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Sense8 - pierwszy sezon


Niecałe dwa tygodnie temu zadebiutował na Netflixie nowy serial ich produkcji. Netflix coraz śmielej poczyna sobie na serialowym poletku i robi to nad wyraz udanie, aż trzy zrealizowane przez nich tytuły zaliczam do ścisłej czołówki moich ulubionych - aktualnie nadawanych - seriali. "Sense8" będzie nieco w tyle listy, ale jest to produkcja z potencjałem i kolejne sezony mogą podnieść jego "notowania". No ale po kolei...

sobota, 6 czerwca 2015

Spy (Agentka) - recenzja


Słysząc sformułowanie: „nowy film z Melissą McCarthy...” momentalnie zamykam oczy, zatykam uszy, obracam się na pięcie i odchodzę krzycząc: „La-La-La-La, nie chcę tego słyszeć!”. Ludzie się czasem dziwnie patrzą, zrobili nawet o mnie materiał dla Dzień Dobry TVN, ale nie zdecydowali się wyemitować, zastąpili reportażem o koniu, który tańczy do "My Słowianie". No dobra, czasem nawet coś z nią obejrzę. Zdarza się, że gra w przyzwoitych komediach, ale premier kinowych raczej unikam, za duże ryzyko. „Agentka” miała jednak na tyle dobre recenzje, że bez większych oporów wybrałem się do kina.

piątek, 5 czerwca 2015

Insidious: Chapter 3 (Naznaczony: rozdział 3) - recenzja


Ehh, a miałem tego nie oglądać. O wszystkich wadach i zaletach dwóch pierwszych części tej przereklamowanej serii pisałem TUTAJ. To była moja szansa na zakończenie znajomości z nią. Nie było żadnego powodu, żeby uczynić inaczej. Wątek rodziny Lambertów został zamknięty, zwiastuny nie zapowiadały nic ciekawego, byłem usprawiedliwiony, mogłem zignorować istnienie kolejnego przeciętnego horroru. Dlaczego tego nie zrobiłem? Why? Oh, why!? Bo przechodziłem akurat koło kina, a film zaczynał się za kilka minut... Ehh.

wtorek, 2 czerwca 2015

San Andreas - recenzja


Brakowało mi tego typu kina. Nie wiedziałem o tym, odkryłem to po kilkunastu minutach seansu. Gdy zaczęły się pierwsze silne wstrząsy, Zapora Hoovera rozsypała się na kawałki, a Paul Giamatti z lekkim obłędem w oczach oznajmił, że to nawet jeszcze nie było preludium do właściwej rozpierduchy, to właśnie wtedy pierwszy raz poczułem się jak w domu. Później było już tylko jeszcze lepiej.

czwartek, 14 maja 2015

Mad Max: Fury Road - recenzja


Od dziś w każdym słowniku pod hasłem: „intensywny” powinien widnieć plakat nowego Mad Maxa. Od rozpoczęcia filmu, do pierwszej sceny akcji - która prowadzi do kolejnych, a te do kolejnych, przeplatanych krótkimi sekwencjami wprowadzającymi w realia postapokaliptycznej rzeczywistości – mija jakieś, hmm, 60 sekund? Dwie minuty max, licząc z logiem wytwórni, które jest atrakcją samo w sobie. A dalej jest już tylko coraz szybciej, głośniej, mocniej, można się spocić z wrażenia.

poniedziałek, 11 maja 2015

Unfriended (Cybernatural) - recenzja


Dowód na to, że z formuły found footage da się jeszcze wycisnąć coś ciekawego, a w horrorze można bez żenady poruszyć bieżący problem społeczny. Prawdę mówiąc, gdy pierwszy raz zobaczyłem w kinie zwiastun filmu "Unfriended" (znany też pod tytułem "Cybernatural") to początkowo myślałem, że oglądam reklamę społeczną na temat cyber-przemocy.

piątek, 8 maja 2015

Black Mirror (Czarne lustro) - serial


W zeszły weekend postanowiłem, że sięgnę po jakiś nowy serial. Kryterium wyboru było proste: coś, co zdołam obejrzeć w całości przed zbliżającą się niedzielą, bo od przyszłego tygodnia to wiadomo, Cannes. Zasięg poszukiwań w naturalny sposób ograniczyłem więc do produkcji brytyjskich. Angielskie seriale mają to do siebie, że jeżeli się uprzeć, to przy jednym wieczornym posiedzeniu można zaliczyć cały sezon. "Sherlock" i "Luthor" już od dawna zaliczone, więc poleciał kolejny tytuł z listy rzeczy do nadrobienia - "Black mirror".

wtorek, 28 kwietnia 2015

Avengers: Age of Ultron (Avengers: Czas Ultrona) - recenzja


Joss Whedon od miesięcy zapowiadał, że „Avengers: Czas Ultrona” zakończy jego przygodę z serią. Ciężko mu się dziwić, realizacja tak skomplikowanego projektu wymaga ogromnej pracy i poświęcenia dużej ilości czasu na coś, co i tak nie będzie "swoim" filmem. Nie ma co się czarować, Marvel daje dużą swobodę reżyserom, pozwala im odcisnąć na filmach autorskie piętno, ale wartością nadrzędną pozostaje jednak dbałość o zachowanie spójności z wykreowanym uniwersum, w tym z tytułami, które dopiero nadejdą. Jeżeli reżyser zdoła, w oparciu o odgórne wytyczne, stworzyć coś "autorskiego", to dobrze dla niego, jeżeli nie, no cóż, kończy jak Edgar Wright.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Child 44 (System) - recenzja


Film już praktycznie został zlinczowany przez zachodnich krytyków. Narodowość odbiorcy jest jednak w tym przypadku nie bez znaczenia i warto nie zrażać się opiniami osób spoza obszaru dawnego Układu Warszawskiego. Nie jest to bynajmniej niedoceniona perełka, o nie, ale doświadczenia historyczne nadają mu dodatkowej wartości, która ucieka widzom urodzonym w krajach angielskojęzycznych. Przede wszystkim jest to ponury obraz miejsca, w którym traumy wojenne, świeża pamięć widma głodowej śmierci, która zabrała za wschodnią granicą tak wiele istnień oraz wieloletnie życie pod batem opresyjnego rządu, wypaczyły społeczne relacje. Filmowy Związek Radziecki zaludniony jest przez ludzi, którzy żyją w strachu, nędzy i paranoi. Patrzą więc na wszystkich wrogo, traktując każdego, jako potencjalnego donosiciela, oprawcę, albo frajera do oskubania. W pewnym stopniu przywołuje to skojarzenie z ponurą poetyką twórczości Smarzowskiego, ale podczas, gdy u Polaka rzeczywistość napędzana jest oparami wódki, tak u Szweda zanurzamy się po prostu w zwykłej biedzie i szarzyźnie sowieckiego krajobrazu.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Cannes 2015 - program


Ależ mnie ucieszyła opublikowana dziś lista filmów, jakie będzie można obejrzeć w Cannes. Pierwsza pozytywna wiadomość padła już kilka tygodni temu, gdy oświadczono, że przedpremierowo wyświetlony zostanie "Mad Max: Fury Road". Martwiłem się trochę, że przez wypad na festiwal ucieknie mi możliwość zobaczenia tego wizualnego majstersztyku na dużym ekranie. A tu proszę, obejrzę dzień wcześniej od reszty świata, a może nawet i dwa dni, jeżeli pokaz dla prasy będzie już w środę (w zeszłym roku tak było z "Grace of Monaco"). No, ale to tylko taki przyjemny bonus, w końcu nie dla Mad Maxa leci się do Cannes...

czwartek, 9 kwietnia 2015

While we're young - recenzja


Najlepszy film Woody Allena od lat. Pewnie dlatego, że chuderlawy nowojorczyk niemiał z nim nic wspólnego. A przynajmniej nie TEN chuderlawy nowojorczyk, bo Noah Baumbach również nie należy do mężczyzn przesadnie masywnych, a Wielkie Jabłko też widnieje w jego dokumentach jako miejsce urodzenia. Noah zresztą nie od dziś jest zestawiany z Woodym, dziwnym nie jest, artysta z upodobaniem opowiada o neurotykach, ceni sobie humor słowno-sytuacyjny, lubi rozwodzić się nad egzystencjalizmem, tematyką związków krótko i długodystansowych oraz koncepcją starzenia się, a i Vivaldim lubi czasem "przywalić". Poprzednim filmem, "Frances Ha", udowodnił, że tkwi w nim duży potencjał i któregoś dnia może zbliżyć się poziomem do starszego kolegi po fachu w okularach, gdy ten był u szczytu kariery. To jeszcze nie jest ten dzień, co nie znaczy, że jego nowego filmu nie warto obejrzeć.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Furious 7 (Szybcy i wściekli 7) - recenzja


Jestem nieco zagubiony przy próbie oceny tego filmu. Od strony rozrywkowej petarda, od strony fabularnej, no cóż... Seria nigdy nie należała do nadto realistycznych, a w ostatnich odsłonach praktycznie wywrócono prawa fizyki na lewą stronę, z czego zresztą zdołano uczynić zaletę. Był to jednocześnie pewnego rodzaju test inicjacyjny. Jeżeli przełkniesz wślizg samochodem pod podskakującą jak piłeczka ping-pongowa cysterną (4), dwa dodgery holujące przy zawrotnej prędkości przez centrum miasta kilkutonowy sejf (5) albo pościg po kilkunastokilometrowym pasie lotniska (6), to jesteś przyjęty do klubu i możesz cieszyć się z uczestnictwa w jednej z najbardziej odjechanych kinowych przygód ostatnich lat. Może to kwestia nowego reżysera, ale siódma odsłona poszła o krok dalej i już zupełnie zapomniano o używaniu hamulców. Zarówno metaforycznie, jak i fizycznie. W jednej scenie to nawet dosłownie, gdy Vin Diesel z lekkim zaniepokojeniem stwierdza: "nie działają", co jest lekkim utrapieniem, gdy siedzisz w środku rozpędzonego samochodu (osiągającego rekordowe prędkości), znajdujesz się na szczytowym piętrze drapacza chmur i przebijasz się przez okno do sąsiadującego z nim budynku, a później do następnego, a nieprzyjaciel strzela w tym czasie do ciebie z granatnika...

niedziela, 15 marca 2015

Fifty Shades of Grey (Pięćdziesiąt twarzy Greya) - recenzja


"Pięćdziesiąt twarzy Greya" wywołało przedziwną histerię. Od kilku tygodni krytycy, blogerzy i zwykli kinomaniacy licytują się na zgryźliwe komentarze oraz złośliwe recenzje opatrzone ekstremalnie niskimi notami. Film jest znienawidzony przez wszystkich, a każdy chce do tego udowodnić, że nie podobał mu się jeszcze bardziej jak poprzedniej krytycznie nastawionej osobie. Zupełnie niezsynchronizowane z nimi są jednak wyniki finansowe (film już zarobił dziesięciokrotność swojego budżetu) oraz opinie "przeciętnych" widzów płci pięknej, beż żenady mówiących, że im się podobało. Najwyraźniej nie dostały na czas notatki ostrzegającej, że publiczne przyznawanie się do tego jest obciachem. Albo mają zwyczajnie w nosie histeryków, którzy już ogłosili, że gigantyczny sukces filmu dowodzi o ostatecznym upadku gustu widowni masowej. I słusznie, że mają w nosie, bo film jest co najwyżej koronnym dowodem na potęgę marketingu oraz przykładem idealnego wstrzelenia się z datą premiery kinowej.

poniedziałek, 9 marca 2015

It follows (Coś za mną chodzi) - recenzja


Moje największe przeoczenie zeszłorocznej edycji festiwalu w Cannes. Nie wyłapałem w porę, że wyświetlano go już drugiego dnia, w początkowo - głupio - ignorowanym przeze mnie The International Critics' Week egzystującym obok oficjalnego festiwalu. Szybko tego pożałowałem, bo film zbierał rewelacyjne opinie, a na premierę kinową musiałem czekać później ponad pół roku. Z niemałymi oczekiwaniami zasiadałem więc na sali kinowej. To rzadko kończy się dobrze...

poniedziałek, 16 lutego 2015

Blood Ties (Więzy krwi) - recenzja


Wszyscy znacie tę historię, widzieliście ją w kinie wiele razy. Dwóch braci reprezentujących przeciwne strony prawa, tłumiony od lat konflikt, który w końcu musi wybuchnąć im w twarz, wieczne balansowanie pomiędzy poczuciem obowiązku, a braterską miłością. Praktyczny samograj, zwłaszcza, gdy sięgnie po niego przyzwoity reżyser, a w głównych rolach obsadzi utalentowanych aktorów.

niedziela, 8 lutego 2015

Ex Machina - recenzja


Po spojrzeniu w filmografię Alexa Garlanda otrzymujemy obraz scenarzysty interesującego, poszukującego ciekawych idei, nie zawsze bezbłędnego, ale za to zawsze intrygującego i do tego rozkochanego w science-fiction. Nie dziwi więc, że to sci-fi wybrał jako gatunek, w którym debiutuje w nowej roli - reżysera. Po zobaczeniu "Ex Machina" życzyłbym sobie, żeby już nigdy więcej nikt inny nie zabierał się za realizację jego scenariuszy.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Kingsman: The Secret Service (Kingsman: Tajne służby) - recenzja


Dokładnie taki rodzaj filmu, jakiego można byłoby się spodziewać po duecie Millar-Vaughn. Dla przypomnienia, Mark Millar to błyskotliwy scenarzysta komiksowy, odpowiedzialny m.in. za wywrócenie do góry nogami schematu fabularnego "od zera do bohatera" (Wanted, o którym swego czasu napisałem tekst) oraz zabawieniu się formułą komiksu superbohaterskiego ("Kick-Ass"). Matthew Vaughn jest natomiast niepokornym brytyjskim reżyserem specjalizującym się w kinie gangsterskim, przenoszeniu na duży ekran komiksów oraz narażaniu się grubym szychom z Hollywood. Vaughn od zawsze marzył o zrobieniu klasycznego filmu o Bondzie, próbował nawet załapać się na stanowisko reżysera "Casino Royale", ale okazję wyrażenia miłości do szpiegowskiego kina akcji miał dotąd jedynie przy okazji realizacji niektórych scen z młodym Magneto w "X-men: Pierwsza klasa". Jego kolega podarował mu więc nielichy prezent tworząc komiks "The Secret Service".

niedziela, 25 stycznia 2015

The Skeleton Twins (Między nami bliźniętami) - recenzja


Obsadzenie w głównych rolach Billa Hadera i Kristen Wiig jest zarazem największym przekleństwem, jak i błogosławieństwem filmu. Przekleństwem, bo zatrudnienie duetu znanego ze wspólnych wygłupów w Saturday Night Live składa odbiorcy obietnicę określonego rodzaju filmu, której nie spełnia. Błogosławieństwem, bo to... Bill Hader i Kristen Wiig. Oboje są znakomitymi komikami, ale jak się okazuje, niemniej utalentowanymi aktorami dramatycznymi, a ich wieloletnia przyjaźń i zauważalna radość z przebywania w swoim towarzystwie idealnie przekładają się na relacje ich postaci - rodzeństwa, które po latach rozłąki odnawia kontakt.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Wild (Dzika droga) - recenzja


Jeśli wierzyć teorii, że ton filmu nadają pierwsze minuty i zapowiadają, czego możemy się spodziewać podczas dalszego seansu, to "Dzika droga" byłaby filmem o klimacie ciężkim jak tyłek Kim Kardashian. Główną bohaterkę poznajemy w bardzo nieciekawych okolicznościach. Wyczerpana, obolała i posiniaczona, pada ciężko na ziemię, żeby zdjąć obuwie. Odsłania to przed widzem obraz nędzy i rozpaczy: zmaltretowane, brudne i zakrwawione stopy, a na jednej z nich urwany paznokieć na dużym palcu. Paznokieć, który bohaterka musi wyrwać do końca, ku utrapieniu widzów, nerwowo wiercących się w fotelach kinowych, syczących, jęczących i odwracających wzrok od ekranu. Ale nie ma lekko, paznokieć sam się nie wyrwie...

sobota, 17 stycznia 2015

Historie Nie(d)opowiedziane: Total Recall 2, czyli dlaczego Paul Verhoeven nie nakręcił kontynuacji.

Hollywood z początku lat 90. znacząco różniło się od tego współczesnego. Pieniądze oczywiście od zawsze rządziły tym miejscem, ale pod wieloma względami zmieniło się podejście do sposobu pozyskiwania ich. W dzisiejszych czasach duży sukces finansowy „Pamięci absolutnej” (do tego z gwiazdą formatu Arnolda Schwarzeneggera) gwarantowałby podjęcie przynajmniej rozmów o ewentualnej realizacji sequela. Dwie dekady temu nikt nie wyraził nawet najmniejszego zainteresowania deklarowaną przez scenarzystów Shusetta i Goldmana chęcią do pracy nad kontynuacją. Sequele były wtedy uznawane za komercyjne upodlenie, którego unikał każdy szanujący się artysta. Takie podejście zrewidowano dopiero po ogromnym sukcesie filmów „Obcy – decydujące starcie” i „Terminator 2: Dzień Sądu”. Przeciwnicy współczesnego kina rozrywkowego mają więc jeszcze jeden powód do nienawidzenia Jamesa Camerona.

czwartek, 15 stycznia 2015

Timbuktu - recenzja

Film, który ma szansę zmienić podejście osób negatywnie nastawionych do muzułmanów i ich religii. Oczywiście tych obdarzonych otwartym umysłem i odrobiną dobrej woli. Reżyser, Abderrahmane Sissako, opowiada o małej afrykańskiej mieścinie, tytułowym Timbuktu, terroryzowanej przez religijnych fanatyków. Grupa mężczyzn w imię wiary narzuca miejscowej ludności swoją wolę. Uzbrojone oddziały patrolują okolicę tępiąc wszelkie oznaki nieposłuszeństwa i nieobyczajnego zachowania. Cała sytuacja sięga granic absurdu, gdy kobietom nakazuje się noszenia czarnych rękawiczek nawet przy wykonywaniu prac fizycznych, a ofiarą zakazu słuchania muzyki pada grupa młodych ludzi sławiących pieśnią imię Pana. Ciemiężonym nie jest bynajmniej do śmiechu, zwłaszcza, że z każdym kolejnym tygodniem ekstremiści czują się coraz pewniej i z większą śmiałością zaczynają egzekwować narzucone przez siebie prawa.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Birdman - recenzja


Recenzenci filmowi mają tendencję do podążania tą samą ścieżką interpretacyjną, powtarzania skojarzeń wymienionych już przez innych kolegów, nawiązywania (nie zawsze trafnego) do tych samych filmów oraz prześciganiu się w gromieniu i wychwalaniu podobnych elementów ocenianego tytułu. Czasem wynika to z umysłowego lenistwa, braku talentu albo strachu przed wyrażeniem odmiennego poglądu, a czasem pewne tropy interpretacyjne są zwyczajnie zbyt oczywiste, żeby je pominąć w tekście. Pozornym przypadkiem takiego filmu jest "Birdman" Alejandro G. Iñárritu.